Ponieważ Mikołaj już tuż tuż, a w moim przypadku różnych uroczystości rodzinnych na horyzoncie bardzo wiele widać postanowiłam wczorajszy dzień poświęcić na zakupy i poszukiwanie drobnych prezentów dla najbliższych. Ponieważ nie lubię spędzać całego dnia na zakupach bo mnie to męczy i uważam to za stratę czasu postanowiłam że to będą szybkie zwięzłe zakupy gdyż już mniej więcej wiedziałam co dla kogo itd... Zebrałam się od razu rano aby uniknąć tłumów i kolejek i tuz po 10 przekroczyłam próg galerii handlowej. Zamurowało mnie! Tłumy, kolejki, wszędzie panował chaos i dziwne poruszenie. No i masz babo wczesne zakupy. Po dwóch godzinach miałam serdecznie dość - kolejki do kasy, tłumy w sklepach takie że czasem trudno dopchać się do półki żeby coś zobaczyć, przepychanki jakby zaraz miało wszystko z półek zniknąć i zostać miałby tylko ocet. Ech - koszmar jakiś. Ogólnie z szybkich zakupów wyszła 5-cio godzinna bieganina. Pod koniec dołączył do mnie M. bo stwierdził że jak jestem już na zakupach to pomogę mu w wyborze zimowych butów. Niestety nie był to prosty i szybki wybór gdyż mój M. jest niesamowicie wybredny. jeden maleńki detal może sprawić że czegoś nie kupi. Musi to być rzecz idealna, taka która w 100% mi się podoba i w której on się dobrze czuje i w swoim mniemaniu wygląda super. Tak więc jeszcze 2 godzinki obchodu po sklepach z butami - dzięki Bogu zakończone sukcesem. Wróciliśmy do domu po 17-tej. Ja byłam wykończona tym natłokiem ludzi, dudniącym w uszach hałasem spowodowanym wygrywanymi z głośników świątecznymi melodyjkami pomieszanymi z przekrzykiwaniem się "rozmawiających" ludzi, przepychankami i wyczekiwaniem na swoją kolej do kasy. Po przyjściu do domu nie miałam siły naprawdę na nic. Sił wystarczyło na oglądanie zdobytych prezentów i podziwianie mojego M. który pól wieczoru paradował w nowych butach po domu :)) Zupełnie jak mały chłopiec :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz