Obserwatorzy

środa, 30 grudnia 2015

Raz na wozie raz pod wozem...

Źródło: http://www.supermamy.pl
W ciąży staram się wyjątkowo dbać o siebie,  jeść zdrowo, pamiętać o choćby małym spacerze w ciągu dnia, zażywać na czas wszystkie przepisane przez lekarza leki... Ale czasami to nie wystarcza i organizm się buntuje. Tak jak mój zbuntował się dwa dni temu. Bardzo podskoczyło mi ciśnienie, zmierzyłam po kilkunastu minutach jeszcze raz, jeszcze wyższe. Zadzwoniłam do mojego gina, kazał wziąć leki i zmierzyć jeszcze raz po jakimś czasie. Zmierzyłam, spadło ale nieznacznie. Niewiele myśląc pojechałam do mojego lekarza pierwszego kontaktu, dostałam skierowanie do poradni patologii ciąży i zalecenie wzięcia leku jeszcze tego samego dnia wieczorem. Do poradni pojechałam następnego dnia. Spodziewałam się, że skoro to poradnia patologii ciąży to zajmą się mną, zmierzą ciśnienie, przeprowadzą wnikliwy wywiad, popatrzą na moje ostatnie wyniki badań i na podstawie tego wszystkiego zdecydują o dalszym leczeniu albo o zostawieniu mnie na oddziale szpitalnym żeby to ciśnienie jakoś unormować. A tu dupa. Najpierw poprosiła mnie położna do gabinetu, zapytała tylko z czym przychodzę, wzięła moje skierowanie, dostałam w zamian numerek i polecenie żeby czekać na korytarzu na wezwanie lekarza. Poczekałam jakieś 15 minut i usłyszałam że lekarza woła mój numerek - ucieszyłam się że tak szybko i poszłam uradowana. Uśmiech z twarzy mi szybko zszedł, cała wizyta trwała może 5 minut, lekarz zapytał jakie mam ciśnienie, nawet nie zmierzył, czy biorę jakieś leki i czy miałam jakieś badania robione ostatnio. Powiedziałam, że badania miałam robione i mam je przy sobie, mogę pokazać ale lekarz nie wyraził ochoty aby jakiekolwiek badania zobaczyć. Potem powiedział że skoro mam problem z nadciśnieniem da mi skierowanie do poradni leczenia nadciśnienie i ustalił mi kolejny termin do poradni patologii ciąży na 18-go stycznia podkreślając, że gdyby się coś działo to mam jechać na SOR. Koniec wizyty. Wyszłam z tego gabinetu nie bardzo wiedząc co się przed chwilą stało. Musiałam jeszcze podreptać do rejestracji i zapisać się na termin do tej nieszczęsnej poradni bo to że pan doktor mi wyznaczył termin to nic nie znaczyło, musiałam drugi raz się zapisać osobiście. Masakryczna biurokracja. Ponieważ poszło mi to wszystko ekspresowo, postanowiłam iść za ciosem i pójść do poradni leczenia nadciśnienia do której dostałam skierowanie od expresowego pana doktora. I tu się zaczęło... Od 8:30 do 12 trwał mój horror. Najpierw w rejestracji musiałam wysłuchać, że kolejna ciężarna odesłana z nadciśnieniem, gdzie ona ma te ciężarne upychać, nie ma innych poradni w tym mieście itp itd... Grzecznie wysłuchałam i powiedziałam, że to nie moja wina że dostałam skierowanie właśnie tu bo nie ja je sobie wypisałam. Pani w okienku trochę złagodniała i przyznała mi niechętnie rację po czym odesłała mnie do pokoju po drugiej stronie korytarza na zrobienie EKG. I to była dopiero przeprawa, czekałam na zrobienie EKG prawie 2,5 godziny. Pielęgniarka w środku cały czas mnie olewała, na każde moje zapytanie czy już można wejść na EKG odpowiadała, że ona ma tylko dwie ręce i się nie rozdwoi i mam czekać. A w między czasie wchodzili tam wszyscy na badania którzy się akurat nawinęli, widocznie kobiety w ciąży nie są traktowane priorytetowo. Od tego siedzenia tam zaczęłam się kiepsko czuć, byłam głodna, chciało mi się sikać, już miałam olać to i pojechać do domu. A tu drzwi gabinetu się otwierają i bogini mnie prosi na badanie - to było jak sen :) Badanie trwało 3 minuty więc nie rozumiem czemu wcześniej mi go nie zrobiła ale już nie miałam ochoty wszczynać takich dyskusji. Z badaniem do lekarza. I tu znów kolejka ale tym razem mniejsza. Jakaś dziewczyna też w ciąży i starszy pan. Ja byłam trzecia. Niby mało nas ale lekarza brak - gdzieś wyszedł i nie wiadomo kiedy będzie. Jak nie urok to sraczka. Ale siedzę twardo. Jak teraz już mam EKG to się stąd nie ruszę. W między czasie przyszło jeszcze kilka osób a lekarz przyszedł po 30 minutach. Pierwsza weszła kobitka w ciąży. W tym czasie przechodziła korytarzem pani z rejestracji i na pół szpitala krzyczy, "pani Wiolu, a pani jeszcze nie weszła? przecież Pani jest pierwsza, Pani tu od 8:30 czeka!!".  Więc jej mówię , że tam kolejka , tu kolejka... a ona na to " ale pani ma wejść pierwsza ". Cała kolejka wzrokiem sztylety mi w plecy wbijała, ale myślę sobie, że starszy pan przede mną to go przepuszczę. On mnie pyta , "chce pani wejść pierwsza", ja mu na to "wie pan, czekam już tak długo, niech pan idzie pierwszy", na co on podziękował i zerwał się z krzesła bo akurat ciężarówka wychodziła z gabinetu. Ale ku mojemu zdziwieniu, pani doktor poprosiła mnie do gabinetu, alleluja! No i tu już było wszystko, mierzenie ciśnienia, wywiad dokładny, sprawdzenie wyników... :) Pani doktor zwiększyła mi dawkę leków i kazała przyjść 4-go stycznia na ciśnieniowego holtera. Ale to jeszcze nie koniec tego cudownego dnia, pojechałam jeszcze zawieźć mocz do analizy, a na 17 miałam wizytę u mojego gina. A u gina, ładnie pięknie tylko wywnioskował z USG że szyjka macicy coś za krótka, co prawda niby w normie ale mogłoby być lepiej... I cóż, mam zakaz robienia czegokolwiek w domu, sprzątanie odpada, gotowanie w zasadzie też, chyba że odgrzewanie zupy w mikrofalówce. Mam się bardzo oszczędzać żeby szyjka się za szybko nie skracała. No i masz babo placek. Mam nadzieję że to koniec rewelacji i nie okaże się za chwilę że mam całkiem plackiem w łóżku leżeć. 
A dziś też ważny dzień, idziemy na USG połówkowe do gina, który specjalizuje się w tego typu badaniach. Mam nadzieję że wszystko będzie dobrze i Maluszek jest zdrowy i rozwija się tak jak powinien. Trzymajcie kciuki! :)



Dziś mamy 20 tydzień i  4 dzień ciąży

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Coraz bliżej święta... :)

Święta coraz bliżej i świąteczne przygotowania również w toku. Pierniczki pyszne już upieczone, czekają na zjedzenie -  muszę nieskromnie powiedzieć że w tym roku wyszły mi zaskakująco pyszne, są miękkie, pięknie pachną i smakują wybornie. Cudne :) Na swoją kolej czekają jeszcze śledzie, które mam zamiar dziś zrobić. Robię je co roku na wigilię i raczej nic nie zostaje :) Przynajmniej jedno popisowe danie :) W tym roku wigilię spędzimy z rodziną mojego M. więc zależy mi żeby wszystko wyszło jak należy. Ponieważ każdy dostał jakąś część wigilijnego menu do przygotowania na naszej głowie są jeszcze ciasta. Ale to zostawiam sobie na środę. Jutro planuję posprzątać mieszkanie, ale potrzebuje pomocy mojego Męża, mam nadzieję że nie będzie się wykręcał. Większość dekoracji świątecznych też jest już na swoich miejscach więc klimat świąt można poczuć, jedyne czego mi brakuje do pełni szczęścia to śniegu, choćby na te 3 dni świątecznego weekendu :) 
Z ciążowych wiadomości, powtórzyłam znów badanie przeciwciał różyczkowych, po tym jak przez ostatnie tygodnie spadały miałam nadzieję że będą już poniżej górnej granicy. Ale nie, mój organizm spłatał mi figla i przeciwciała znowu wzrosły. Zaniepokoiło to mojego ginekologa i wysłał mnie na konsultacje do przyszpitalnej poradni chorób zakaźnych. To była dla mnie dodatkowo stresująca wizyta bo bałam się, żeby tam znów czegoś nie złapać. na szczęście jako kobieta w ciąży zostałam przyjęta bez kolejki ku jawnemu niezadowoleniu większości oczekujących. Jedna kobieta nawet podeszła do mnie i z pretensjami powiedziała mi "A  panią to kolejka nie obowiązuje?!?". kiedy odpowiedziałam, że jestem w ciąży i nie muszę czekać w kolejce to aż się zagotowała bo już nie miała argumentu żeby jeszcze mi dowalić. No ale do rzeczy. lekarz obejrzał wszystkie moje wyniki badań z kilku miesięcy wstecz i powiedział, że żadne wyniki nie są w stanie precyzyjnie określić kiedy był kontakt z wirusem i czy faktycznie przechorowałam tą różyczkę 3 miesiące temu , czy pół roku a może wcale tylko po prostu mój organizm produkuje te przeciwciała bo tak reaguje. No ale wykluczyć przechorowania bezobjawowego nie możemy, więc jedyne zalecenie  to monitorowanie ciąży co i tak robię. Trochę mnie to uspokoiło, a zresztą skoro i tak nie mam na to wpływu to co ja mogę... mogę się starać nie stresować i cieszyć się z Maleństwa. Bo teraz nie tylko czuję się w ciąży, co wcześniej było totalną abstrakcją, ale już czuję Maluszka i jestem w stanie rozpoznać kiedy się rusza a kiedy to tylko jelita wariują :) To bardzo śmieszne uczucie, takie delikatne łaskotanie, ale czuję go albo ją już w ciągu dnia , nie tylko wieczorem jak dotąd :) 

Dziś mamy 19 tydzień i 2 dzień ciąży
 

poniedziałek, 14 grudnia 2015

W skrócie...

Po weekendzie jestem bardziej zmęczona niż po całym dniu pracy. Gdyby nie to, że M zadzwonił o 10 do mnie to pewnie spałabym do tej pory. Gościliśmy u nas znajomych w weekend więc należało się do tego odpowiednio przygotować, posprzątać, ugotować coś dobrego. Mój mąż pomagał jak umiał najlepiej ale i tak większą część obowiązków wzięłam na siebie. Sprzątanie poszło gładko, przygotowanie sałatki też, ale za to zrobienie lasange to była męka. Nic mi nie wychodziło, przypalało się, beszamel jakiś inny niż zazwyczaj, a potem w piekarniku to już istna masakra, zaczęło wszystko kipieć, bulgotać, nijak nie wyglądało jak lasange. Mąż mówi, "zaczekaj, odparuje woda i będzie dobrze" - nie było :( Lasanga wyglądała jak kocie rzygi. Wodnista, rozlewająca się po talerzu, widok odpychał zamiast przyciągać. Już miałam wywalić wszystko do kosza, ale wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że nie ma potrzeby bo jest smaczna tylko wygląda kiepsko. No więc każdy dostał porcję papki na talerz. Mówili, że im smakowało - mam nadzieję że tak było na prawdę. :)  
Z ciążowych spraw - byliśmy u innego ginekologa. Pierwsze wrażenia całkiem dobre. Lekarz o wszystko wypytał, my też pytaliśmy o wiele spraw, które nas interesują i nurtują. Głównie chodzi o różyczkę i rosnące CRP. Co do różyczki to lekarz starał się uspokoić, jednak powiedział że USG II trymestru w tej kwestii powinno rozwiać niektóre wątpliwości. Natomiast jeśli chodzi o CRP, na razie nie dostałam antybiotyku, mam teraz katar i bolą mnie zatoki więc myślę, że to jest przyczyna tego skoku w wynikach. Ale jeśli ciągle będzie rosło to pewnie skończy się na antybiotyku. Zobaczymy. 
Jeśli chodzi o samopoczucie - jest całkiem dobrze. Nie czuję już takiego zmęczenia na co dzień jak w pierwszym trymestrze ciąży, ale energia mnie jakoś nie rozpiera. Czasami boli mnie głowa, myślę że od zatok (niestety). Kupiłam pierwszy krem przeciw rozstępom. Mam nadzieję, że będzie skuteczny. Poza tym wyczytałam w jednej z moich ciążowych książek że trzeba ćwiczyć mięśnie kegla, co potem przekłada się na mniejsze urazy krocza podczas porodu. Mam nadzieję ;) Wpadłam też w internetowy szał zakupowy :) Kupiłam już kilka książek na zimowe wieczory, teraz w planach sukienka dzianinowa, ale na razie nie mogę się zdecydować, czapka i szalik też jest na mojej liście must have, o butach zimowych nie wspomnę - jeszcze ich nie kupiłam, biegam w adidasach na co dzień i mam nadzieję że mnie nie zasypie śnieg za chwilę.


Dziś mamy 18 tydzień i 2 dzień ciąży

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Myślałam że to się zdarza tylko w filmach...

Czy zdarzyło się Wam kiedyś, że lekarz zasnął podczas wizyty? Ja doświadczyłam tego ostatnio na własnej skórze i szczerze mówiąc, nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi o takim zdarzeniu opowiadał. To był szok dla mnie i dla mojego męża kiedy podczas analizowania moich wyników krwi lekarz zamknął oczy i po kilku sekundach zaczął lekko pochrapywać. Konsternacja, bo nie wiedziałam czy to jakiś żart czy to się dzieje na prawdę. Stuknęłam w biurko, ocknął się. Przez chwilę wydawał się wytrącony z rzeczywistości ale przypomniał sobie, że ma do przeanalizowania wyniki. Powieki miał cały czas ciężkie jak z ołowiu, co chwile mrużył oczy. Musiałam o każdy wynik dopytywać czy jest OK, bo nie miałam pewności, czy on to w ogóle czyta. Okazało się, że CRP mam za wysokie. Kazał powtórzyć. Potem stwierdził, że zrobimy USG, ale poklikał coś w komputerze i znów zasnął. WTF?!? Czy to dzieje się na prawdę? Po kilku sekundach zaczęłam mówić do niego nieco podniesionym głosem - znów wrócił do rzeczywistości, ale o USG już nie wspomniał (nawet mu nie przypominałam bo bałam się, że i tak przeprowadzi je z zamkniętymi oczami). Poprosiłam o receptę na leki, które mi się kończą, zaczął wypisywać. Zasnął przy adresie... W tym momencie to już przestało być śmieszne. Zaczęłam mu na głos dyktować bo stwierdziłam, że inaczej to albo znów zaśnie albo się pomyli. Do numeru PESEL było ok, jak zaczął wpisywać nazwy leków zaczęło się znowu. Zdążył napisać tylko Euthyr.... i oczy się zamknęły a jego ręka bezwładnie nakreśliła długą krechę przez całą receptę. Czy to się dzieje na prawdę? Przecież takie rzeczy ogląda się tylko w filmach i to w dodatku kiepskich komediach... Byłam już wkurzona. Znów obudziłam doktorka. Zaczął znowu znęcać się nad receptą. Zasnął nad nią jeszcze dwa razy. Recepta wygląda jakby wypisywał ją 5-cio latek, jest pokreślona, mam na niej pięć parafek i pięć pieczątek. Mam nadzieję że nie będzie problemu z realizacją recepty w aptece. W pewnym momencie miałam tylko ochotę wyjść z gabinetu i  nie wrócić. Ale jeszcze L4. O rany... tu też była niezła batalia. Lepiej by było gdyby mi dal papierki i samej pozwolił wypisać druczek. Zwolnienie też pokreślone... Masakra. Po 30 minutach męczarni wizyta dobiegła końca. Wyszłam z receptą, zwolnieniem i kłębowiskiem myśli w głowie bo tak na dobrą sprawę to nie dowiedziałam się niczego o moim obecnym stanie i o Maleństwie. Mój mąż też był bardzo zniesmaczony. Niestety to nie był koniec przyjemności w tym dniu bo za ten "spektakl" musieliśmy zapłacić 200zł. To nie są tanie rzeczy ;) Jutro idziemy do innego lekarza, mam nadzieję mniej przepracowanego i kompetentnego. 

Dziś mamy 17 tydzień i 2 dzień ciąży

wtorek, 24 listopada 2015

Czas przejść na tryb "będzie dobrze"

Dzisiejszy dzień zaczęliśmy ze zdziwieniem na twarzy. Odsłaniając okno w sypialni nie wiedziałam czy jeszcze mi się to śni czy faktycznie krajobraz w jedną noc zmienił się z jesiennego na zimowy? Jednak to nie był sen, Kraków przykryła cienka warstwa białego puchu. Temperatura też zimowa bo rano termometr wskazywał -2 stopnie. Cieszę się bo bardzo lubię zimę i czekam z niecierpliwością na święta a ten śnieżek jeszcze bardziej wprowadził mnie w świąteczny nastrój. W taką pogodę najchętniej siadałam na kanapie pod kocem z kubkiem kawy w dłoni ale dziś jakoś nie mam na to ochoty, a i kawy w ciąży nie piję więc... ech.
Wczoraj byliśmy u lekarza z nieszczęsnymi wynikami badań na różyczkę. Pani doktor obejrzała wszystkie bardzo dokładnie i stwierdziła to, co od początku było wiadomo ale nie chcieliśmy się z tym pogodzić i czekaliśmy na coraz to inne badania z nadzieją, że może to tylko pomyłka albo... albo już sama nie wiem co. Kontakt z różyczką niewątpliwie miałam w pierwszych tygodniach ciąży, ale niestety w tym momencie nie możemy zrobić nic, podanie leków nic nie pomoże. Wykrycie wad, które powoduje różyczka (poza wadami serca, które są widoczne w USG) jest niemożliwe, gdyż nie jesteśmy w stanie wykryć upośledzenia wzroku czy słuchu. Jedyne co nam pozostaje to mieć nadzieję, że będzie wszystko ok i że Maleństwo urodzi się zdrowe. Pani doktor powiedziała, że nie zawsze po kontakcie z różyczką dzieci rodzą się z upośledzeniami, więc zasiało to w nas ziarenko nadziei, że wszystko będzie ok. Wczoraj mieliśmy też okazję zobaczyć naszego Maluszka w USG. Widać go było już w USG robionym przez brzuch. Radośnie sobie fikał i wyglądał na zadowolonego :) Pani doktor stwierdziła, że to co widzi wygląda bardzo dobrze i prawidłowo. Widok tego malutkiego człowieczka w moim brzuchu zawsze mnie wzrusza, a widok mojego Męża który zawsze mi towarzyszy podczas każdej wizyty - bezcenne. Stał taki dumny i szczęśliwy, cudowny widok. Od wczoraj staram się przewartościować wszystko, muszę się wziąć w garść i nie myśleć, że będzie źle. Skoro i tak nie mam wpływu na to co się wydarzy pozostaje mi starać się żeby Maluszek rozwijał się w jak najmniej stresowym środowisku. Nie chcę mu fundować moich stresów i frustracji. Postaram się cieszyć z każdego cudownego dnia bycia w ciąży. 

Dziś mamy 15 tydzień i 3 dzień ciąży

piątek, 20 listopada 2015

Różyczka w ciąży... ?!?!

Źródło:http://www.kcbi.org/share-hope/
Do wczoraj wszystko było cudownie, cieszyłam się każdą sekundą bycia w ciąży. Wieczorem sprawdziłam czy są już wyniki badań awidności różyczki na które tak czekamy. Były. Wynik mnie powalił. Niska awidność co oznacza, że jest wysokie prawdopodobieństwo niedawnej infekcji, mniej niż cztery miesiące wstecz. Ręce mi opadły, szczena i wszystko inne. Oznacza to, że będąc w ciąży miałam kontakt z tą chorobą i być może przechorowałam ją bezobjawowo. Świat mi się zawalił. Pokazałam wynik Mężowi, on też się zasmucił bo oboje po cichu liczyliśmy na to że awidność wyjdzie wysoka. Poczytałam już w różnych moich książkach jakie mogą być skutki przechorowania różyczki w ciąży - wpadłam w panikę kiedy przeczytałam ŚLEPOTA, GŁUCHOTA, WADY SERCA, NIEDOROZWÓJ UMYSŁOWY, WODOGŁOWIE... Te słowa waliły w moją świadomość jak młot pneumatyczny. Z każdym przeczytanym słowem coraz bardziej nie chciałam wierzyć, że to może spotkać właśnie moje dziecko. Chciałam znaleźć w internecie informacje czy te okropieństwa dotykają wszystkie dzieciaczki których matki miały kontakt z różyczką czy tylko jakiś procent. Nie znalazłam... :(  Zapisałam się od razu na poniedziałek na wizytę do lekarza żeby to skonsultować. W duchu się modlę żeby powiedział, że nie ma się czym martwić. Nadzieja trzyma mnie przy życiu. Dziś poszłam też na badanie krwi aby zobaczyć jak spadają przeciwciała. Wyniki będą wieczorem. Boże... mam nadzieję, że masz w opiece nasze Maleństwo.

Dziś mamy 14 tydzień i 6 dzień ciąży 

 

poniedziałek, 16 listopada 2015

USG genetyczne pierwszego trymestru

To było dość stresujące przeżycie zarówno dla mnie jak  i dla mojego Męża. Po pseudo badaniu u mojego ginekologa stwierdziłam, że jednak warto pójść jeszcze raz na takie badanie i mieć pewność, że z Maleństwem jest wszystko ok. Zapisałam się do pani doktor, która ma bardzo dobrą opinię jeśli chodzi o wykonywanie badań USG w ciąży i specjalizuje się w robieniu badań pod kątem wykrywania wad genetycznych. Z wizyty jak i z podejścia pani doktor jesteśmy bardzo zadowoleni, wszystko nam tłumaczyła w trakcie badania, co widzimy w danej chwili i czy dany narząd jest wykształcony tak jak powinien być na tym etapie ciąży. Maluszek nie chciał za bardzo współpracować i ciężko było uchwycić najważniejsze rzeczy ale pani doktor spokojnie i cierpliwie czekała aż Maluch odpowiednio się ustawi. Badanie przebiegło bardzo spokojnie, pani doktor swoim stosowanym głosem rozładowała napięcie i po chwili już nie myślałam o tym czy coś może być nie tak ale cieszyłam się z tego co widzę na monitorze, a to rączka, a to nòżka, a to głòwka, to znowu brzusznek. Cudowne przeżycie i kolejne niezapomniane chwile. Kolejna wizyta 3go grudnia. Do tego czasu mam zrobić kilka badań. Mam nadzieję, że wyjdą dobrze. 
A jeśli już o wynikach mowa to ciągle czekam na wyniki awodności. Dzwoniłam w zeszłym tygodniu do laboratorium, dlaczego jeszcze ich nie ma, okazało się że maszyna się zepsuła i będą dopiero pod koniec tego tygodnia. Masakra :( Już się nie mogę doczekać. 

Dziś mamy 14 tydzień i 2 dzień 

środa, 4 listopada 2015

Końcówka pierwszego trymestru ciąży

Ciąży ciąg dalszy :) Z każdym dniem coraz mocniej do mnie dociera, że w moim brzuchu rośnie mały człowiek. Brzuch też nieznacznie zwiększył swoje rozmiary co mnie niezmiernie cieszy :) Maleństwo rośnie jak na drożdżach, i za każdym razem kiedy widzę je na USG to niewyobrażalna radość ogarnia moje serce. 
Powtórzyłam badania na różyczkę, IgM nieznacznie spadło, czekam teraz na wyniki awidności, trzeba czekać około 10 dni. Liczę na to, że będzie wysoki - czyli że przeciwciała które mam w organizmie są starsze niż 4 miesiące. Oby! 
Wczoraj byłam na kolejnej wizycie u naszego doktorka i znów wyszłam niezadowolona i zmieszana. Podejście tego gościa do mojej ciąży wydaje się być co najmniej dziwne i z każdą wizytą jest coraz mniej kontaktowy. Na początku tłumaczyłam sobie to tym, że gość jest dziwny ale to dobry specjalista więc warto do niego chodzić. Ale coraz bardziej zaczyna mi przeszkadzać jego specyficzny sposób bycia, poczucia humoru i podejścia do pacjenta. Mało mówi a jak już coś powie to nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Trzeba z niego wyciągać bo sam z siebie widocznie nie uważa, że wytłumaczenie pacjentce na czym polega badanie albo czy podczas USG z dzieckiem wszystko jest ok jest potrzebne. Wczoraj przeszedł samego siebie, miał mi zrobić USG pierwszego trymestru, podczas którego sprawdza się m.in. przezierność karkową, czy serduszko pracuje prawidłowo, różne przepływy itp itd. Pan doktor zrobił badanie, trwało może 5 minut, nie pokazał mi Maluszka a na koniec zdawkowo powiedział "Ok, można się ubrać" No kurwa, ani me, ani be, ani pocałuj mnie w dupę. Potem musiałam z niego wyciągać i chyba nie muszę pisać że gość nie był zbyt rozmowny. Przyszłam do domu i plułam sobie w brodę że zgodziłam się na to badanie. Nie jestem przekonana że wykonał je poprawnie i sprawdził wszystko co należy sprawdzić. Mam moralniaka od wczoraj i zastanawiam się czy nie powtórzyć tego badania u innego lekarza. 
Jestem zdecydowana na zmianę lekarza prowadzącego, muszę poszukać kogoś do kogo będę miała zaufanie. Polecacie kogoś z Krakowa?

Dziś mamy 12 tydzień i 4 dzień

 

środa, 14 października 2015

Niezbyt dobre wyniki badań

Coraz bardziej dociera do mnie, że okres ciąży to czas kiedy musimy się wykazać nadzwyczajną cierpliwością, spokojem i wytrwałością. W mojej głowie często bije się z myślami, zwłaszcza kiedy coś mnie zaniepokoi. Wiem doskonale i zdaję sobie z tego sprawę, że każdy stres nie jest dobry dla naszego Maleństwa, ale mam taki głupi charakter że każda pierdoła zaprząta moja głowę bardziej niż innej kobiecie. Staram się z tym walczyć. Niestety pojawił się nowy obiekt zmartwień. Odebrałam wyniki badań zleconych przez naszego lekarza i wszystko książkowo i cudownie poza jednym. Dodatni wynik przeciwciał IgM na różyczkę. Przekopałam internet w poszukiwaniu informacji o tym co to może oznaczać i oczywiście to co znalazłam nie wróży nic dobrego. Wczoraj mieliśmy wizytę i lekarz uspokajał, że to jeszcze nic nie znaczy, że trzeba badanie powtórzyć aby móc cokolwiek potwierdzić lub wykluczyć. Mam zrobić badanie za 2 tygodnie, plus dodatkowo awidność która pomoże oznaczyć czy  przeciwciała w organizmie są stare, czy nowo nabyte, nie dawniej niż 4 miesiące wstecz. Mam nadzieję że kolejne badania wyjdą dobrze, już myślę o tym co to będzie... Ale, najwspanialszą rzeczą na wczorajszej wizycie było USG - znów mogliśmy podglądać nasze Maleństwo jak rozrabia w brzuchu. Już fika koziołki, rusza rączkami i nóżkami, kręci się :) Jest cudowne :) I nasze Maleństwo ma już , 2,8 cm. :) 
Dziś mamy 9 tydzień i 4 dzień ciąży 
 

wtorek, 6 października 2015

Stresowy początek tygodnia

Kolejny tydzień ciąży za nami. Tydzień wielkich radości ale też stresów. Po niedzielnej wizycie u "naszego" lekarza wszystko było cudownie. Lekarz stwierdził że miałam już 3 USG robione w tym trymestrze więc kolejne dopiero za dwa tygodnie i dzisiaj mi odpuszcza. Przepisał leki, które mam dalej brać, kazał brać też zastrzyki przeciwzakrzepowe, zlecił około 20 różnych innych badań i kazał przyjść za dwa tygodnie z wynikami.  Cieszyliśmy się bardzo że wszystko ok, że lekarz ataki kompetentny i tak wnikliwie wszystko przeanalizował, pytał mnie nawet o historyczne wyniki badań z przed kilku lat. Wizyta trwała ponad pół godziny i po wyjściu z gabinetu czuliśmy się na prawdę  "dopieszczeni". Potem dzień mijał nam raczej leniwie, aż do momentu kiedy po południu zobaczyłam na papierze toaletowym grubą nitkę jasnobrązowego śluzu. Przestraszyłam się, powiedziałam o tym M. Zdecydowaliśmy że nie ma co panikować, trzeba obserwować co się będzie działo. Przy następnej wizycie w toalecie to samo, i potem też. Zaczęłam się martwić nie nażarty, że coś dzieje się z Maleństwem.  Co robić? Pomyślałam że zadzwonię do naszego lekarza, miałam jego numer komórki więc mimo wieczornej pory postanowiłam zadzwonić. Lekarz powiedział że nie ma teraz po co do szpitala jechać, przeleżeć do rana i rano przyjść do niego na oddział i on zrobi USG i sprawdzi co się dzieje i czy wszystko jest OK. Ten wieczór i noc były najgorszymi w moim życiu. Mój mąż też wyglądał nieciekawie, widać było że bardzo się stresuje i mimo że mnie pocieszał to sam bardzo przeżywał tą sytuację. Noc była nieprzespana, kręciłam się z boku na bok, jak tylko udało mi się zasnąć budziłam się i kręciłam z boku na bok. W końcu budzik zadzwonił. Wyruszyłam do szpitala z duszą na ramieniu i kłębowiskiem czarnych myśli w głowie. W szpitalu miałam być i 7:45, lekarz wyraźnie zaznaczył że nie mogę się spóźnić bo o 8 zaczyna operację. Byłam tam już o 7:30, usiadłam pod gabinetem lekarza, tam gdzie mi kazał i czekam. Wybiła 7:45 a jego nie ma. Zaczęłam się stresować że może coś pomyliłam. O 7:50 stwierdziłam że zadzwonię do niego bo może na mnie gdzieś czeka a ja o tym nie wiem. Odebrał, "już idę, zaraz będę, proszę czekać". OK, no to czekam. Czekam, i czekam, z nerwów już prawie oszalałam, 8:30 - jego nie ma... Masakra, czekam dalej, przechodzi jakiś lekarz, "Pani do dr M?" , mówię że tak , poszedł. 8:45, przechodzi pielęgniarka, pytam o doktorka, "jest na bloku, operuje" - no kurwa mać! "Powinien skończyć za jakieś pół godziny". Myślę sobie, tyle już czekam , pół godziny wytrzymam. O 9:30 dalej go nie było, w głowie szaleństwo, mąż dzwoni czy już coś wiem, stara się mnie uspokoić, ja w ryk że nic nie wiem i że nikt mnie tu jeszcze nie zbadał... Przechodzi jakiś lekarz , pytam gdzie mój doktorek, ta sama odpowiedź tylko inny czas "na bloku operacyjnym, powinien skończyć za 15 minut". No kurwa, oszaleje!  Co robić, czekać? Jechać na SOR? Dzwonić do innego lekarza? Mógł mi to powiedzieć jak z nim rozmawiałam rano i uprzejmie poinformował mnie że "zaraz będzie", kobito idę na operację bo jest ważniejsza, czekaj na mnie do nie wiadomo kiedy albo przyjdź po południu. o 10 :30 moja cierpliwość się skończyła, wyszłam stamtąd, wsiadłam w taxówkę i pojechałam do mojego lekarza który prowadził moją ciąże na samiuteńkim początku. Weszłam do poczekalni, czarno od ludzi. Podeszłam do recepcjonistki, powiedziałam co i jak, obiecała, że lekarz przyjmie mnie między pacjentkami tylko trzeba trochę poczekać. OK, poczekam. Czekałam godzinę, w między czasie przyjechał do mnie mąż, stwierdził że już w pracy nie mógł wysiedzieć i się zwolnił bo od rana tylko o naszym Maleństwie myślał. Po godzinie przyszła moja kolej, szłam do gabinetu jak na ścięcie... Od razu na fotel i USG (niestety jedyny sposób żeby sprawdzić czy wszystko OK z Maluchem). Jak usłyszałam, że serduszko bije i zobaczyłam naszego szkraba to tak strasznie się poryczałam, cały stres ostatnich dwóch dni spłynął razem ze łzami. Lekarz potem próbował z nami żartować dla rozluźnienia sytuacji. A brudzenie najprawdopodobniej z szyjki. W każdym razie nie ma żadnego krwiaka :) Po wyjściu z gabinetu znowu się poryczałam, chyba z emocji... Oby już nigdy coś takiego się nie powtórzyło. A do naszego lekarza prowadzącego mam żal  że nie powiedział prosto z mostu że nie może przyjść na umówioną godzinę tylko tak mnie zwodzi. :(
Dziś mamy 8 tydzień i 3 dzień ciąży

poniedziałek, 28 września 2015

8 mm szczęścia :)

Kolejna wizyta za nami. Z maleństwem wszystko ok, rośnie tak jak trzeba i w sobotę miało już 8 mm :) Do dziś już pewnie troszkę podrosło. Najcudowniejsze było to, że usłyszeliśmy bicie serduszka naszego maleńkiego szczęścia. Ja się nie mogłam powstrzymać od płaczu, łzy mi płynęły po policzkach a mina mojego męża, bezcenna :) Cysta która była na jajniku dalej jest ale nie rośnie i na 100% nie jest to ciąża pozamaciczna więc kamień z serca. Na podstawie wyników badań genu MTHFR, które nie wyszły perfekcyjne, dostałam Acard i większą dawkę kwasu foliowego. 
Teraz przed nami tydzień wyborów i poważnych decyzji. Musimy się zdecydować na lekarza prowadzącego ciążę a co za tym idzie szpital w którym będziemy rodzić. To dopiero początek a już trzeba myśleć o wszystkim ;) Muszę zrobić wywiad wśród koleżanek, popytać tu i tam i zdecydować. Mamy mało czasu bo do 10-go tygodnia musimy mieć założoną książeczkę ciąży i swojego lekarza. Niestety pan doktor, który dotąd nam pomagał nie prowadzi ciąże tylko w tych początkowych tygodniach a potem oddaje pacjentki w ręce innych położników. Mam nadzieję że uda nam się wybrać kogoś kto wzbudzi nasze zaufanie. 
A z innej beczki - dolegliwości ciążowe typu senność, wzmożony apetyt albo wstręt do  niektórych produktów są u mnie na porządku dziennym. Poprzedni tydzień pracy po 10-11 godzin dał mi konkretnie do wiwatu więc w tym trzymam się ściśle zaleceń pana doktora. Dostałam zwolnienie na tydzień i odpoczywam, dużo śpię i dbam o siebie.
Wczoraj powiedzieliśmy o Maleństwie mojej Mamie. Pierwsza reakcja to był szczery uśmiech, po kilku minutach jak dotarło do niej co właśnie usłyszała to popłakała się strasznie a na koniec zaczęła krzyczeć ze szczęścia :D Trzeba było to nagrać :) 
Wstępnie mamy umówioną kolejną wizytę za tydzień ale nie jesteśmy zdecydowani że chcemy aby ten lekarz prowadził nam ciążę. jeszcze zobaczymy. W każdym razie nie mogę się doczekać kolejnego USG. Oby dalej wszystko było dobrze.
Dziś mamy 7 tydzień i 2 dzień ciąży.
 
 

niedziela, 20 września 2015

ziarno niepokoju...

http://www.pregnancymiracle.com
Po piątkowej wizycie u ginekologa nasze szczęście trochę poszarzało... Co prawda gino stwierdził, że maleństwo jak na ten tydzień wygląda dobrze i wg niego wszystko jest w normie, nawet zobaczył bijące serduszko, którego ja niestety nie widziałam :(  Zaniepokoiła go niestety torbiel na prawym jajniku. To jajnik z którego była owulacja. Powiedział, że tak się czasami dzieje i taka torbiel nie jest niczym dziwnym, że najprawdopodobniej wchłonie się z czasem, ale zasiał też ziarno niepokoju, gdyż padło stwierdzenie że może być to ciąża pozamaciczna ale na tym etapie nie jest w stanie tego stwierdzić i kazał przyjść za tydzień. Jeśli czarny scenariusz się potwierdzi to będzie trzeba torbiel usunąć laparoskopowo... ech...Mój M. pociesza jak może i nie pozwala mi się zamartwiać ale jestem tak na prawdę przerażona :( Oby wszystko było dobrze...
Dziś mamy 6 tydzień i 1 dzień ciąży.
 

wtorek, 15 września 2015

Maleństwo :)

10-go września (w czwartek) rano po wstaniu z łóżka zrobiłam test, nie czekając na wynik zrobiłam jeszcze dwa - dla pewności. W instrukcji było napisane że jeśli jest ciąża to drugi pasek pojawi się w ciągu minuty - u mnie pojawiły się po około 3-ch więc stwierdziłam, że to pewnie nie to. Ale cały dzień nie dawało mi to spokoju, tym bardziej że miesiączki nie dostałam a to był już 34-ty DC. Po pracy poszłam zrobić betę z krwi. Następnego dnia rano były już wyniki 2017,00 mlU/ml - O S Z A L A Ł A M !! Zaczęło do mnie docierać, że to permanentne zmęczenie, które od kilku dni mi towarzyszy to może być właśnie objaw ciąży. :) Gapiłam się w tą kartkę jak dureń, sprawdzałam normy zamieszczone poniżej i nijak nie chciało wyjść inaczej jak 5 tydzień! :D O dziwo nie wpadłam w panikę, spokojnie zadzwoniłam do swojego lekarza, umówiłam się na wizytę, a właściwie to na wizyty bo do ginekologa, endokrynologa , internisty :D Nie powiedziałam mężowi od razu, był w delegacji więc stwierdziłam że zrobię mu niespodziankę jak wyjadę po niego na lotnisko - i tak też się stało. W piątek późnym wieczorem przywitałam męża testem ciążowym z dwoma kreskami :D Był mega zaskoczony i przez pierwsze sekundy nie wiedział o co chodzi, dopiero po chwili zaskoczył  :) Tak samo jak ja nie spodziewał się że nam się uda :) Przytulania i całowania nie było końca, tak jest do dzisiaj! :) Mąż oszalał na punkcie Maleństwa :) Ja zresztą też. W niedziele ( tak, w niedziele też lekarze przyjmują ;) ) byliśmy na wizycie u endokrynologa, bo THS wyszło mi trochę za wysokie, on przy okazji zrobił USG i potwierdził że jest widoczny pęcherzyk ciążowy!! :D Poprosił M. żeby mógł też zobaczyć, to była cudowna chwila, miałam tak ściśnięte gardło że nie mogłam się odezwać ani zadać żadnego pytania, łzy płynęły mi po policzkach a z twarzy nie chciał zejść uśmiech :D:D 
Następna wizyta w piątek. Tym razem u mojego doktorka. Jestem bardzo ciekawa co powie, czy coś się zmieniło, czy zobaczymy już serduszko na USG. Czekam z niecierpliwością i niepokojem. Bardzo się boję o Maleństwo, tak długo na nie czekaliśmy, tak bardzo chciałabym żeby było wszystko OK. Nie mogę myśleć o niczym innym. 
Dziś mamy 5 tydzień i 3 dzień ciąży.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Dostałam prezent na Dzień Dziecka :D

Udało się! Dostałam pracę! Cieszę się jak wariat, jestem mega podekscytowana i szczęśliwa :) Zaczynam za trzy tygodnie :) Czas na totalny reset, trzy tygodnie bez myślenia o pracy! Ufff... co za ulga! :D

wtorek, 26 maja 2015

CHECK LIST

Prawdą jest, że im ktoś ma więcej wolnego czasu tym jest gorzej zorganizowany. Odczułam to na sobie i źle mi z tym. Nie umiem sobie miejsca w domu znaleźć, chodzę z kąta w kąt, tu coś przetrę z kurzu, tam coś sprzątnę,włączę pralkę, to chwilę przed telewizorem posiedzę, to coś w garze pomieszam (bo i jeść trzeba) i tak mi leci dzień za dniem. i na nic więcej czasu nie ma? Oczywiście że jest tylko trzeba umieć się zorganizować a nie chodzić bez sensu z kąta w kąt. Tak więc od tej chwili zaczynam cudowną organizację dnia. U mnie dobrze sprawdzają się różnego rodzaju check listy więc postanowiłam sobie taką zrobić.

piątek, 8 maja 2015

Bezrobocie

Jestem bezrobotna. Stało się. Wybrałam mniejsze zło (przynajmniej tak mi się wydaje). Wybrałam zdrowie zamiast kasy. Niektórzy pukają się w głowę jak im o tym mówię, inni znów mówią że to była dobra decyzja. Cóż, odwrotu nie ma. Biorę to na klatę.

środa, 6 maja 2015

Histeroskopia odwołana :(

źródło:http://spv-guild.com/forum/viewtopic.php?t=2618&f=3
Choćbym się bardzo starała to i tak zawsze moje plany musi szlag trafić. Więc w zasadzie nie powinnam się dziwić ale jestem mega wkurzona i załamana. A chodzi o mój zabieg który miałam mieć z powodu polipów. I co? I jak zwykle nic. Zabieg miał być w piątek, wszystko ustalone, termin umówiony dwa miesiące wcześniej, wszystko cacy aż tu nagle rozjazd w miesiączkach. Natura po raz kolejny zagrała mi na nosie. Wściekłość miesza mi się z rozżaleniem i bezradnością. Czuję się okropnie bo wiem, że każdy taki "rozjazd" oddala mnie/nas od starań o maleństwo. Już tyle lat walczymy i ciągle kłody pod nogi, zawsze coś. Jak sięgnę pamięcią wstecz to przez te wszystkie lata jeszcze nie zdarzyło się żeby w  terminie wykonać zaplanowane badania czy zabiegi bo ZAWSZE COŚ :( Ręce i cycki opadają. Na domiar złego pogoda się popsuła i niestety potęguje to mój nastrój i tak już nieciekawy. 
Czeka mnie jeszcze dziś zdjęcie szwów po usunięciu pieprzyka. To oczywiście dojdzie do skutku bo nie ma związku z planowaniem ciąży - ech... Nie dziwi nic. Mam nadzieję, że przynajmniej nie będzie bolało.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Usunięcie pieprzyka - dobry wybór

Źródło: internet
Jakiś czas temu podczas wizyty u dermatologa poprosiłam o zbadanie moich znamion. Mam ich na ciele bardzo dużo i ciągle pojawiają się nowe. O leżeniu plackiem na słońcu mogę zapomnieć, a jeśli już muszę przebywać w nasłonecznionym miejscu to używam mocnych filtrów do ochrony skóry. Pani dermatolog pod specjalną lupą obejrzała wszystkie moje pieprzyki i okazało się że jeden z nich w powiększeniu wygląda niepokojąco i zasugerowała chirurgiczne usunięcie. Dostałam skierowanie do chirurga i zaraz tego samego dnia zapisałam się na zabieg. Czekałam prawie miesiąc na termin i wczoraj był wielki dzień. Ogólnie rzecz biorąc nie denerwowałam się specjalnie, nerwy pojawiły się dopiero kiedy zobaczyłam w gabinecie strzykawkę ze znieczuleniem. Ale jak wiadomo strach ma wielkie oczy i poza ukłuciem igły nie czułam nic. Chirurg tez był całkiem sympatyczny, zagadywał o różnych głupotach żeby odwrócić moją uwagę od tego co się dzieje na moich plecach. 5 minut później było już po wszystkim. Pieprzyk został odesłany do badania a ja z zaleceniami do domu. Po drodze zakupiłam plastry, gaziki i specjalny płyn do przemywania ranki. Spodziewałam się że będzie mnie bolało kiedy znieczulenie minie ale nie, czułam tylko lekkie ciągnięcie przy podnoszeniu rąk do góry. Poza tym nic. A dziś swędzi - podejrzewam że się goi :) Za 9 dni zdejmowanie szwów a za 2 tygodnie wynik badania histopatologicznego. Mam nadzieję że będzie dobry.
Kiedy wśród znajomych poruszyłam temat znamion i ich wycinania usłyszałam, że " na wszelki wypadek lepiej nie usuwać  bo jeszcze coś się potem z tego rozwinie". Nic bardziej mylnego, właśnie dlatego żeby się nic nie rozwinęło warto pozbyć się podejrzanych znamion jak najszybciej. Dobrze jest też oglądać swoje ciało, sprawdzać co jakiś czas czy pojawiły się nowe znamiona i czy stare zmieniły kształt, kolor - jeśli tak należy skonsultować się z dermatologiem.

środa, 22 kwietnia 2015

Glov Hydro Demaquillage - makeup remover

Od dawna w internetowym świecie urodowym królują wszelakiego rodzaju ściereczki, rękawice do oczyszczania twarzy.Większość z nich cieszyła się dobrą opinią wśród swoich użytkowniczek. Nie ukrywam, że skuszona tymi pozytywnymi opiniami o tego typu produktach postanowiłam i ja przetestować na sobie ściereczkę do mycia twarzy. Stałam się szczęśliwą posiadaczką Glov Hydro Demaquillage. Więcej detali na temat tego cuda TUTAJ .
Głównym zadaniem tego produktu jest usuwanie makijażu. Zgodnie z zaleceniami producenta wystarczy tylko namoczyć rękawicę w ciepłej wodzie i pocierając nią o skórę twarzy usunąć makijaż. Prosto, szybko i bez dodatkowych produktów do mycia twarzy, np. żelu.Rękawica jest wielokrotnego użytku i wg producenta wystarcza na około 3 miesiące codziennego używania. Po tym czasie zalecana jest wymiana na nową. Rękawica jest bardzo mięciutka i przyjemna w dotyku.
Jeśli chodzi o samo użycie, dobrze zmywa makijaż, fantastycznie radzi sobie ze zmyciem podkładu czy pudru. Co do makijażu oczu to tutaj trochę gorzej, zwłaszcza kiedy makijaż oczu jest bardzo mocny. Plusem jest to, że doskonale się dopiera po użyciu i po wyschnięciu nie widać na niej zanieczyszczeń ze zmytego makijażu. Cena większej rękawicy (pokazanej na zdjęciu obok) to 49 zł. Jest także mniejsza wersja, którą zakłada się na dłoń do mniej więcej połowy jej długości i ta kosztuje 39 zł.



piątek, 20 marca 2015

Dziś zaćmienie słońca! :)

Tym, którzy jeszcze nie wiedzą spieszę donieść że właśnie dziś możemy podziwiać zaćmienie słońca (byle nie przez zwykłe okulary słoneczne czy przydymione szkiełko).


środa, 18 marca 2015

Bocian zabłądził...

Źródło: internet
Z początkiem tego roku zmieniliśmy z M. lekarza. U poprzedniego leczyliśmy się rok i każda wizyta wyglądała tak samo, w kółko te same badania, co cykl monitoringi i jesteśmy w tym samym punkcie co byliśmy na samym początku naszych starań... a może nawet zrobiliśmy krok do tyłu... ? W każdym razie jednogłośnie stwierdziliśmy, że doktorek najwyraźniej nie ma pomysłu na to jak nam pomóc więc postanowiliśmy go zmienić. Wybraliśmy innego, który ma wiele dobrych opinii i szczerze powiem, że wiąże z nim wiele nadziei i wierze że to będzie już ostatni lekarz na naszej kolczastej drodze do szczęścia. Oczywiście na pierwszej wizycie  zlecił badania, w tym także takie których nie mieliśmy jeszcze nigdy robionych. Na kolejną wizytę poszliśmy z wynikami, które w ocenie lekarza nie były wcale złe. Ponieważ nie był pewny, czy cykle są owulacyjne zalecił monitoring i stymulację w kolejnym cyklu, i ustaliliśmy że jeśli wszystko dobrze pójdzie to podejdziemy do inseminacji. Na trzecim monitoringu okazało się, że jest owulacja, nawet było widać ciałko żółte, czyli dowód na to, że do niej doszło, ale pech jest chyba wpisany w nasze życie bo doktor zobaczył też dwa polipy w szyjce macicy. No i kicha, o inseminacji można zapomnieć, priorytetem jest usunięcie polipów. Dostaliśmy skierowanie do kogoś, kto ma mi te polipy wyciąć - wizyta w przyszłym tygodniu. Jestem załamana i wściekła. Miało być lepiej , a jest tylko gorzej. Ciągle kłody pod nogi... czuję, że jak tak dalej pójdzie to wyląduję w psychiatryku. :(
   

wtorek, 17 marca 2015

Czy warto kupować drogie kosmetyki? Urban Decay, Clinique


Długo się nad tym zastanawiałam. Rozważałam wszystkie za i przeciw (gdzie przeciw oczywiście zawsze była cena), czytałam recenzje (i to także nie było zbyt pomocne bo jak wiadomo ilu ludzi tyle opinii), oglądałam filmiki na YT na ich temat, pytałam w drogeriach i po tym wszystkim i tak nie miałam 100% pewności, że zakup tych produktów będzie dobrą inwestycją i będą mi się sprawdzać i dobrze służyć. Najbardziej chciałam spróbować paletki NAKED 3 Urban Decay, bazy pod cienie Eyeshadow Primer Potion Urban Decay oraz kremu pod oczy All about Eyes Rich CLINIQUE. Wszystkie te produkty noszą miano kultowych wśród blogerek i youtouberek modowo - urodowych. Mają swoich zwolenników ale i przeciwników. Zbierają bardzo dużo pozytywnych opinii jak i sporo osób wypowiada się o nich negatywnie. To wszystko powodowało u mnie narastającą ciekawość i chęć posiadania wszystkich trzech produktów. Mój mąż chyba podpatrzył, że ciągle oglądam w necie w kółko jedno i to samo i sprezentował mi na gwiazdkę paletę cieni NAKED3.   Trafił w 10! na drugi dzień paletka była już w użytku. Cienie bardzo fajne, dobrze napigmentowane, fajnie się nakładają, dobrze rozcierają. W sumie nie miałam się do czego przyczepić jeśli chodzi o jakość produktu. Opakowanie także solidnie wykonane, cienie umieszczone w charakterystycznym dla tej firmy metalowym opakowaniu, prezentują się bardzo elegancko. Jedyne co mnie trochę rozczarowało to kolorystyka cieni. Z czasem doszłam do wniosku, że te kolory nie są do końca moimi kolorami.

W palecie przeważają róże, brakuje mi nudziaków i jasnych brązów bo w takich czuję się najlepiej. Ale mimo to po przetestowaniu na sobie mogę stwierdzić, że to bardzo dobry produkt, wysokiej jakości, zdecydowanie najlepsze cienie jakie mam w swojej kosmetyczce. 
W zestawie do cieni dołączone były próbki bazy pod cienie, z czego także bardzo się ucieszyłam bo miałam okazję wypróbować kolejny produkt z mojej listy wysokopółkowych kosmetyków MUST HAVE. Z czterech rodzajów najbardziej przypadła mi do gustu baza o nazwie ORIGINAL i już po pierwszym dniu używania zakochałam się i stwierdziłam, że teraz na pewno kupię pełnowymiarowy produkt. Do zakupu skusiła mnie tez zniżka -20% jaką dostałam na zakupy i wtedy już nie było wątpliwości. Pobiegłam do sklepu i kupiłam. To jest bez wątpienia kultowy produkt. Miałam dotąd różne bazy pod cienie, ale tylko ta powoduje że utrzymują się one na moich powiekach kilkanaście godzin. Nawet cienie bardzo kiepskiej jakości trzymają się cały dzień - rewelacja! Gdybym robiła ranking baz pod ciebie to ta zdobyłaby pierwsze miejsce.
No i ostatni produkt który również udało mi się kupić z 20% zniżką to krem pod oczy All about eyes Rich Clinique. Stosunek ceny do ilości produktu wydawał mi się zatrważający i nawet po zniżce cena powala na kolana - no ale cóż, kupiłam.

 Z perspektywy czasu sama nie wiem czy dobrze zrobiłam. Kremu używam jakieś 3 tygodnie rano i wieczorem. Wieczorem nakładam grubą warstwę i pozostawiam do wchłonięcia. Sama nie wiem czy ten krem działa czy nie działa, może za wcześnie by cokolwiek o nim mówić. Na pewno nawilża skórę pod oczami i mam wrażenie że działa jak taki kojący kompres. Ale na jej jędrność i wygładzenie zmarszczek nie zadziałał jeszcze. Na pewno plusem jest wydajność, przez te 3 tygodnie ubyło go dosłownie troszeczkę, słoiczek jest wypełniony prawie po brzegi a nadużywam go mocno. Ma konsystencję gęstego masła więc pewnie tu tkwi sekret wydajności. Na razie nie wypowiadam się czy działa czy nie - poczekam z oceną jeszcze jakieś 3 tygodnie, liczę na to że coś więcej się zmieni pod moimi oczami :)

WNIOSKI:

Na podstawie tych trzech przedstawionych powyżej produktów stwierdziłam, że markowe produkty do makijażu w tym przypadku tej konkretnej firmy są faktycznie lepszej jakości od powszechnie dostępnych w drogeriach. Jednak cena może być zaporowa. Warto wtedy poczekać na promocje, czasami zbierając punkty lojalnościowe możemy otrzymać różnego rodzaju rabaty.
Jeśli chodzi o wysokopółkowe  produkty do pielęgnacji nie jestem w stanie wydać takiej opinii na podstawie tylko jednego kremu, którego działanie w zasadzie ciągle jest w "fazie testów". Wierzę jednak że nie były to pieniądze wydane w błoto.

piątek, 6 lutego 2015

Wyrzycanie śmieci to jednak trudna sprawa... RECYKLING - jeszcze trudniejsza

Źródło:http://www.quickenloans.com/blog/happy-america-recycles-day
Do napisania tego postu zainspirowało mnie siedzenie w domu i przyglądanie się moim sąsiadom wyrzucającym śmieci do przydomowego śmietnika. Zgroza! Tak sobie siedzę i myślę ... Czy to, że wszystko jest w jednym worku (mimo że są kosze do segregowania) to przejaw lenistwa, ignorancji, głupoty a może wszystkiego po trochu? Często jest też tak, że wrzucenie tego jednego worka do kontenera to już zbyt duży wysiłek i worek ląduje przed wejściem do śmietnika... No kurde! Ludzie! Ręce opadają i cycki też. I nie pomagają kartki informacyjne ponaklejane wszędzie, przy śmietniku , na drzwiach do klatki, w windzie... Debil będzie zawsze debilem i na złość zrobi, "a bo tak"! A mnie krew zalewa bo nie może być lepiej, nie może być dobrze, kilka osób się stara a przyjdzie jeden taki kretyn i myśli że to fajne... Od kilku lat jesteśmy bombardowani zewsząd sloganami reklamującymi segregowanie śmieci. W telewizji, w radio, w gazetach, w internecie... WSZĘDZIE.W przeciągu ostatnich lat nasze życie codzienne staramy się coraz bardziej dostosować do pewnych wzorców które uważamy za niezbędne w uzyskaniu harmonii  z naturą. (Ale jak widać nie wszyscy). Ponieważ my jako ludzie jesteśmy integralną częścią natury nie  powinno być dla nas niczym dziwnym dbanie o nią zwłaszcza, że istnienie zdrowego człowieka uzależnione jest od niezdegradowanego środowiska. Niestety bardzo mała część społeczeństwa bierze czynny udział w recyklingu, oszczędzaniu energii, umiejętnym wykorzystaniu zasobów naturalnych. Ja staram się to wszystko na co dzień stosować. Zaczynając od tego, że w kuchni mam nie jeden ale 3 pojemniki na śmieci które staram się segregować -jeden na papier i plastik, drugi na szkło i metal a trzeci na odpady organiczne. Nie ma w moim domu problemu z tym że ktoś nie chce segregować śmieci, wszyscy ochoczo podchodzą do tej sprawy a plusem takiej segregacji jest nie tylko dbanie o środowisko ale również rzadsze bieganie do śmietnika gdyż 3 pojemniki potrzebują więcej czasu aby się napełnić. Ale idąc tym tropem  to nie tylko o śmieci chodzi...A co z oszczędnością wody? Ile osób myśli o tym  podczas szczotkowania zębów kiedy woda leje się bezmyślnie z kranu lub kiedy namydlamy ciało czy włosy pod prysznicem? A podczas  mycia naczyń? Kolejną sprawą jest oszczędność energii elektrycznej. W tej chwili większość sprzętów gospodarstwa domowego jest na tyle nowoczesna że nie pochlania dużych ilości prądu więc staramy się kupować właśnie takie przyjazne dla środowiska, poza tym używamy energooszczędnych żarówek, ale czy gasimy za sobą  światło wychodząc z pokoju aby nie świeciło się bezmyślnie? Ja mam swój , można powiedzieć" trik, że nie prasuję wszystkich rzeczy - ściereczki kuchenne , ręczniki czy piżamy odkładam. Po pierwszym użyciu wyglądają jak nieprasowane więc stwierdziłam że nie będę zużywać prądu na ich prasowanie :). A kto patrzy na skład produktów które kupujemy? Kosmetyków, ubrań, jedzenia? Wiadomo, że poprzez różnego rodzaju kampanie społeczne nasza świadomość w tej kwestii wzrasta, ale w porównaniu z innymi krajami jesteśmy daleko w tyle. 
 

wtorek, 3 lutego 2015

STRES zabija powoli

Ciągłe nerwy i stres zrobiły swoje... Wczoraj w pracy źle się poczułam... Strasznie łopotało mi serce i robiło mi się słabo... Wyszłam do lekarza. Ciśnienie 170/100. Zrobili mi EKG - dodatkowe skurcze komorowe... Winowajca? Hmmm... Pomyślmy... S T R E S ! Dostałam leki, tydzień przymusowego zwolnienia,zalecenie żeby odpocząć i listę badań do zrobienia :( Wystraszyłam się nie na żarty. Dziś jest już lepiej bo jestem w domu, mogę zająć się sobą, poczytać, pooglądać telewizję, pożyć w spokoju... Ale w poniedziałek idę do pracy i już zaczynam o tym myśleć. Już psychika mi siadła :( Boję się tego co będzie...

sobota, 24 stycznia 2015

Mam dość !!!

Jak to jest ze kiedy wszystko zaczyna nabierać kolorów, wydaje się ze teraz będzie już tylko lepiej, wychodzimy na prostą i zaczyna pojawiać się zalążek uśmiechu na twarzy ktoś strzela nam w oba kolana i wyrywa serce? Mówią, że takie jest życie, że przypomina sinusoidę i raz jest lepiej raz gorzej ale żeby było aż tak źle? Wtedy słyszę "co cie nie zabije to cię wzmocni" i myślę sobie że już niedługo padnę trupem. Podobno nikt nikogo nie może do niczego zmusić... A co w sytuacji kiedy sami się zmuszamy do rzeczy których nie chcemy robić? Co jeśli zmuszamy się do robienia czegoś co sprawia ze nie możemy spać w nocy, śnią się nam koszmary i wstajemy każdego ranka z bólem głowy i brzucha? Co jeśli zmuszamy się do robienia czegoś co wywołuje u nas wybuchy agresji i całe napięcie spowodowane codziennym stresem wyładowujemy na swoich bliskich i jesteśmy dla nich nie do zniesienia? Co jeśli ktoś daje nam do zrozumienia, że jesteśmy do niczego i wbrew sobie zaczynamy w to wierzyć? Takich pytań mogłabym zadać tu jeszcze wiele. Ale o co chodzi? Chodzi o to ze moja psychika jest zbyt słaba aby codziennie odpierać ataki ze strony korporacyjnych turbo-szczurów. Czuje ze wypaliłam się i za bardzo wpływa to na moje życie prywatne i ogólne samopoczucie. Moja samoocena sięgnęła dna i zaczyna zakopywać się w mule. I czy znajdzie się ktoś mądry kto powie co robić w tej sytuacji? Zwolnić się = brak środków do życia ( zwłaszcza teraz kiedy badanie goni badanie a każda wizyta u "czarodzieja" od niepłodności kosztuje 150 zł ), zostać = nerwica, wrzody i nie wiadomo co jeszcze... Szukam nowej pracy ale to nie nastąpi z dnia na dzień. Jestem zdołowana i chce mi się wyć...

środa, 14 stycznia 2015

Ziarno Prawdy

Źródło:http://lubimyczytac.pl/ksiazka/242966/ziarno-prawdy
Kupiłam przez przypadek w kiosku na lotnisku. Tytuł jakby znajomy... No i Więckiewicz na okładce... Skusiłam się i oderwać się nie mogę. Gdyby nie nagminny brak czasu na życie domowe już dawno bym ją przeczytała... Jeszcze kilka stron i będzie finał, ale już teraz mogę Wam z czystym sumieniem polecić. Autorem tego cuda jest Zygmunt Miłoszewski. Nie miałam wcześniej przyjemności czytać innych jego książek, ale ta zachęciła mnie  aby sięgnąć po więcej dzieł tego autora. A o czym jest książka? Akcja toczy się w Sandomierzu (tak rozstawionym przez Ojca Mateusza). Ktoś w brutalny sposób morduje kobietę, która była powszechnie lubiana i znana jako sandomierska działaczka społeczna. Jej nagie ciało zostaje podrzucone w miejscu publicznym. Obrażenia ciała mogą wskazywać na mord rytualny. Sandomierscy stróże prawa z prokuratorem Teodorem Szackim na czele (główny bohater) starają się rozwikłać ta zagadkę. Książka jest napisana w taki sposób ze czyta się ja bardzo przyjemnie a wątki kryminalne przeplatają się z wątkami opisującymi przeżycia bohaterów także w innych sferach ich życia, nie tylko zawodowego :)
Na 30-go stycznia zapowiadana jest premiera filmu - ekranizacja książki-  pod tym samym tytułem, w reżyserii Borysa Lankosza. W rolach głównych: Robert Więckiewicz, Jerzy Trela, Magdalena Walach, Krzysztof Pieczyński, Arkadiusz Jakubik i wiele innych znanych i lubianych ;)

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Night Fever

Źródło:internet
Ach , co to był za weekend :) Tak aktywnego weekendu dawno nie miałam a dziś wszystkie mięśnie mnie bolą i kręgosłup tez :( A działo się jak nigdy. Pierwszym, ale nie ostatnim powodem bólu mięśni był szał sobotniego sprzątania. Przeorałam całe mieszkanie, włącznie z myciem podłóg, praniem i gotowaniem obiadu. Po tym wszystkim czułam się wykończona ale musiałam zebrać siły bo wieczorem byłam umówiona z koleżankami z pracy na imprezkę. Koleżanki obie młodsze ode mnie, jedna 2 lata druga 5. Myślałam że pójdziemy sobie na piwo/wódkę, posiedzimy, pogadamy...Ale się przeliczyłam. Wylądowałyśmy w knajpie, która na pozór wydawała się idealnym miejscem do siedzenia i ploteczek , ale po pewnym czasie, kiedy przyszło więcej ludzi zaczęła się impreza na maxa :) no i były tańce :D Matko, tak się wyskakałam że wszystko mnie boli - starość nie radość. Średnia wieku ludzi w knajpie bliższa moim koleżankom a nie mnie, i szczerze mówiąc strach w oczach miałam nie raz  jak się ludzie bawią. Nie chodzi mi na myśl nawet o to że piją do nieprzytomności , bo to już na imprezach chyba nikogo nie dziwi, ale tyle sexu i wulgarności ile było w tej knajpie to przez całe swoje życie nie widziałam. Ja chyba na prawdę jestem z jakiegoś innego pokolenia. Musiałam się pilnować żeby się za bardzo nie gapić na niektóre pary, ale nawet nie wiem czy to były pary i czy się znali dłużej niż 5 minut. I my miałyśmy kilku adoratorów, i niektórych z nich nie odstraszała nawet moja obrączka na palcu - MASAKRA! Dawno mnie nikt  obcy nie podrywał, bo chodzę na randki tylko ze swoim Mężem , ale tak sobie pomyślałam że na taki podryw, jakiego doświadczyłam tego wieczoru to  chyba bym nie poszła. Gość ledwo co trzymający się na nogach z kolegą w nieco lepszym stanie, bełkotał coś pod nosem a muzyka z głośników skutecznie go zagłuszała. Głównie jego "podryw" polegał na tym że starał się w miarę prosto stać i nie zataczać za bardzo. Zonk! Inny z kolei wysłał kolegę na przeszpiegi bo spodobała mu się moja koleżanka a sam wstydził się podejść. Ech... jak już podszedł to stwierdził (oczywiście też był mocno zawiany) że jest zakochany w mojej koleżance i to jest miłość od pierwszego wejrzenia po czym zwrócił zawartość żołądka do stojącego przed nim kufla z piwem. Ohyda! Ręce i cycki opadają. Ale żeby nie było tak strasznie to poznałam też fajną dziewczynę. Poznałyśmy się czekając w kolejce do toalety. Bardzo miła i sympatyczna i przecudnej urody dziewczyna, przyjechała na wymianę studencką z Hiszpanii do Niemiec, a kolega u którego się zatrzymała zorganizował dla wszystkich z wymiany wycieczkę do Polski. Super sprawa, i miał chłopak gest. Dziewczyna nie znała polskiego w ogóle więc nasza konwersacja toczyła się w języku angielskim.Opowiedziała mi co już w Polsce zobaczyła, że Kraków jej się bardzo podoba i są tacy mili ludzie (hmmm) i że byli na wycieczce w Oświęcimiu i bardzo to nią wstrząsnęło i nie może zapomnieć tego wszystkiego co tam zobaczyła i do końca życia zapamięta te wstrząsające obrazy. Zapytała mnie, czy czuję nienawiść do Niemców po tym co zrobili Polakom... Ech... Na takie poważne rozmowy  miejscówka pod kiblem wydawała się niezbyt dobra , ale co było robić. Nieuprzejme byłoby nie odpowiedzieć. Ale zaraz po tym zwolniła się jedna kabina a była moja kolej więc musiałyśmy przerwać tą fascynującą pogawędkę. Potem już jej nie spotkałam. Wracałam do domu taksówką i byłam po 3 nad ranem. Na prawdę , nie pamiętam kiedy ostatnio tak zabalowałam. Mąż bardzo wyrozumiały nie złościł się za taki późny powrót, i nawet pozwolił mi w niedzielę pospać dłużej :) Na mini kaca postanowiliśmy sobie zrobić dnia następnego spacer, i wymyśliliśmy że pojedziemy na rynek i tam się przejdziemy. Początkowo była cudowna pogoda, mimo że wiał zimny wiaterek to słoneczko swieciło i było cudnie, postanowiliśmy wybrać się na Wawel i to był strzał w 10! bo w niedziele można niektóre komnaty zwiedzać za darmo. Tak więc skorzystaliśmy z tego i mieliśmy super zwiedzanie za free. Polecam wszystkim, ja nie wiedziałam ze niedziele za darmowe a mieszkam tu już tyle lat! Wstyd :) Droga powrotna do domu nie była już taka przyjemna, zrobiło się przeraźliwie zimno, wiało okrutnie i przemarzliśmy do szpiku kości. Wróciłam do domu z okropnym bólem głowy (bo niestety ale mam problemy z zatokami) i od razu wskoczyłam do łóżka żeby się trochę zagrzać. Zasnęłam, obudziłam się półtorej godziny później :) Wieczorkiem seans serialowy z M. potem troszkę czytania i spać. W nocy nie mogłam spać bo przekręcając się z boku na bok czułam wszystkie kości... Mam nadzieję, że pozbędę się tego utrapienia szybko :)
 

wtorek, 6 stycznia 2015

Tylko spokój może nas uratować...

Źródło: internet
Mamy już 2015 rok... Tak samo jak w ubiegłym roku nie mam zamiaru robić noworocznych postanowień bo i tak mi nic z nich nie wychodzi więc po co się na koniec roku znowu rozczarować? ... Nie warto. Zrobiłam tylko noworoczną listę zakupów rzeczy MUST HAVE do domu i to w zasadzie jedyne co zamierzam na 100% zrealizować. O ciąży i marzeniach o dziecku myślę codziennie i wydaje mi się, że to takie odległe i nieosiągalne dla nas... Dlatego nie planuję ciąży na ten rok, bo już tyle rozczarowań zaliczyłam w tej kwestii że wolałabym pozytywnie się zaskoczyć niż znów rozczarować... Ale to nie oznacza zaprzestania starań... oj nie... Starania będą, leczenie też zapewne będzie - głównie dlatego że M. chce tego chyba bardziej niż ja... Czasami myślę sobie że gdyby nie on to ja już dawno bym się poddała i zostawiłabym to daleko za sobą... Nie wiem czy się tak da...pewnie nie, ale wydaje mi się że można zafiksować się na coś innego z równie dużą siłą. 
Wolnych dni w przeciągu ostatnich dwóch tygodni  było dość dużo, zwłaszcza jeśli ktoś mógł sobie wziąć urlop w tym czasie. Ja niestety do grupy szczęśliwych urlopowiczów nie należę ale bardzo się cieszę czasem spędzonym w rodzinnym domu z Mamą , Babcią... To były cudowne święta okraszone miłością, cudownymi smakami i wspaniałym winem... Nawet wróciliśmy do czasów dzieciństwa i graliśmy z Mamą w świąteczne wieczory w domino, państwa i miasta i inne zapomniane gry tak bardzo lubiane w czasach szkolnych.
Powrót do pracy był trudny tym bardziej, że byliśmy w okrojonym składzie, a pracy z końcem roku (jak to zwykle bywa) przybywało w zastraszającym tempie . Oczywiście nie obyło się bez opierdzielu od szefowej, i myślałam że w tej robocie mnie już nic nie zdziwi a jednak... 
Nie pomogło liczenie do 10, spacer, emocje były tak duże że potrzebowałam je wyrzucić z siebie i poryczałam się jak bóbr... A wszyscy dookoła mówią że potrzeba nam spokoju, że nie możemy się denerwować, że stres jest zabójczy i tak dalej i tak dalej... Ale jak się nie denerwować jak fundujemy sobie stres nawzajem... Ech.... szkoda nawet pisać o tym. Myślę, że nie jest Wam obcy ten temat.
A u nas w domu roznosi się zapach jedzenia po skończonym obiedzie i dolatuje mnie już zapach świeżo parzonej kawy - M. właśnie ją przygotowuje. Na dziś mam w planach jeszcze  poodwiedzać moje ulubione blogi i sprawdzić co u Was bo mam straaaaszne zaległości. A wieczorem do poduszki książka w której się ostatnio zaczytuję ale to już w następnym odcinku ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...