Totalna masakra, nie do zniesienia... Każdy chyba przynajmniej raz w życiu leżąc sobie w cieplutkim łóżeczku w akurat odnalezionej najlepszej pozycji do spania usłyszał ciche brzęczenie nad głową... komar!!! Poleże jeszcze, może przestanie bzyczeć. Minuta, dwie, trzy.... bzzzzzz... bzzzz.... bzzzzz.... nie wytrzymam! Wstaje! Zaświecam światło, rozglądam się, pusto... Gdzie on jest? Hmmm... Trwa szukanie, za zasłoną, pod łóżkiem, sufit.... Nie ma. Pewnie poleciał do innego pokoju. Mąż nawet się nie przebudził kiedy jak uskuteczniałam swoje poszukiwania. Przekręcił się tylko na drugi bok i chrapnął pod nosem. Gasze światło. Układam się w najwygodniejszej pozycji, jeszcze tylko coś nie tak z tą poduszką... poprawiam... no teraz jest super. Zamykam oczy. Bzzzzz..... bzzzz... bzzzz... Wstawać czy nie? Może nie, tak fajnie się leży. Ale to bzyczenie jest wkurzające. Może spróbuje go odgonić... Macham nad sobą obiema rękami. Pomaga na chwilę, lecz za minutę znów słyszę złowrogie bzyczenie. Macham po raz drugi. Cisza.... błoga upragniona cisza. Wreszcie wygrałam z komarem, 1:0 dla mnie :) Można zamknąć oczy i wreszcie pozwolić Morfeuszowi objąć się ramieniem.... AŁA!!!! Komar!!! Tym razem zaatakował!!! Czerwona plamka na ręce która niemiłosiernie swędzi o tym świadczy. O nie!! tego już za wiele! Najpierw Fenistil na ugryzienie a teraz ścierka w ręke i na polowanie! Mąż oczywiście mimo że nie zachowywałam się wcale cicho nie raczył się obudzić i wspierać żonę w zaciekłym boju z komarem. Ech... faceci. No ale komar się gdzieś zaszył, najadł się mojej słodkiej krwi więc ukrył się w jakimś zakamarku i już do rana się nie ujawnił... Przegrałam niestety tę walkę, ale wojna jeszcze się nie skończyła!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz