Pogoda zdecydowanie mnie (i myślę że nie tylko mnie) nie rozpieszcza. Od samego rana krople deszczu stukają w parapety moich okien. To bardzo skuteczna pobudka w moim przypadku. No ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - dziś i tak musiałam wstać wcześnie bo miałam w planach badania krwi. Cóż - nie lubię tego robić, niestety mus to mus. Szłam do przychodni raczej dziarskim krokiem ale wracałam już z nietęgą miną. Dlaczego? Z powodu bardzo prostego i w zasadzie dla mnie nie nowego - nie mam żył. Tak przynajmniej dziś stwierdziła pani która próbowała mi "wymacać" jakieś żyły. Na początku było nawet całkiem wesoło, porozmawiałyśmy sobie o tym że za każdym razem mam taki sam problem podczas pobierania krwi ale prędzej czy później moje schowane żyły się ujawniają. Pani pielęgniarka z szelmowskim uśmiechem zapewniała mnie że to tylko kwestia czasu i zaraz się znajdzie jakaś żyłeczka. Tym razem niestety żyłeczki zbuntowały się tak bardzo że przez dobre 10 minut nic a nic nie dawały znać o sobie. No więc krótka piłka - strzelamy , może trafimy. Pielęgniarka już nie miała tego uśmieszku na twarzy, jej wyraz twarzy mówił - co ja nie dam rady? A pewnie że dam! Wzięła lśniącą igłę ze strzykawką, wycelowała i ... No i za pierwszym razem niestety nie dała. rady :( Zmieniła igłę na nową, wydawałoby się że jeszcze bardziej lśniącą niż poprzednia i wkuła ją centymetr dalej od pierwszej dziury. Hmmm... Na jej twarzy namalował się zacięcie , coś tam ponaciskała, poruszała igiełką w środku żyłki i stwierdziła - nie leci, pani pokaże drugą rękę.O ludzie! No co miałam zrobić, pokazałam. Ale nad tą drugą ręką to już we dwie się doktoryzowały. Macały, przyglądały się, no i co... "Jakaś jest ale mała. Może coś z tego będzie ale uważaj żeby ci nie uciekła". No kurka siwa, groziła mi trzecia dziura w ręce a kobity które codziennie od kilku lat pobierają krew nie mogą mi żyły znaleźć? Porażka. No i znów zalśniła mi srebrna igła przed oczami, wkłucie i ... "Pani Wiolu, leci jak trzeba" ... Uffff... Kamień z serca, bo czwartego ukłucia już bym nie zniosła - po prostu wyszłabym i już. Wychodząc z gabinetu usłyszałam jeszcze ciche przepraszam a na twarzy pielęgniarki namalował się wyraz twarzy kota (o ile kot ma twarz) ze Shreka. No i co ja z tego mam? Dwa wielkie krwiaki w zgięciach obu łokci! :(((
Znam ten ból, bo mam podobnie. Ostatnim razem pielęgniarka już miała zabierać się za kłucie w dłonie, ale jednak się udało. A niestety te siniaki długo schodzą...
OdpowiedzUsuńDługo schodzą i bolą mnie ręce przez to :(
Usuń;) ja też dziś oddawałam krew do badań ;) zapraszam do moich Pań, one mają specjalny płyn... z gumijagód... ;D on powoduje brak bólu i łatwość wyszukiwania żył ;) Działa za każdym razem :)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o deszcz... to mnie on wręcz usypia... kiedy pada śpi mi się lepiej :)
Miłego dnia!
No proszę, co za zbieg okoliczności :) a o płynie z gumijagód nie słyszałam, moja pani od pobierania krwi chyba też nie :/ A szkoda...
UsuńNie cierpię igły, i pobierania krwi. Miałam nie przyjemną sytuację,albo pielęgniarkę,która nie potrafiła tego zrobić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie:
http://cherrylassie.blogspot.com
Dzięki za zaproszenie :))
UsuńTeż mam żyły w tym gatunku;( Dorobiłam teorię, że to takie arystokratyczne i delikatne;)))
OdpowiedzUsuńZapraszam do filmowej zabawy na moim blogu, mam nadzieję, że będziesz chciała się włączyć;)
Hehe... no ta twoja teoria mi sie podoba :)) A co do zabawy to z miłą chęcią się dołączę :)
Usuń