Obserwatorzy

środa, 30 grudnia 2015

Raz na wozie raz pod wozem...

Źródło: http://www.supermamy.pl
W ciąży staram się wyjątkowo dbać o siebie,  jeść zdrowo, pamiętać o choćby małym spacerze w ciągu dnia, zażywać na czas wszystkie przepisane przez lekarza leki... Ale czasami to nie wystarcza i organizm się buntuje. Tak jak mój zbuntował się dwa dni temu. Bardzo podskoczyło mi ciśnienie, zmierzyłam po kilkunastu minutach jeszcze raz, jeszcze wyższe. Zadzwoniłam do mojego gina, kazał wziąć leki i zmierzyć jeszcze raz po jakimś czasie. Zmierzyłam, spadło ale nieznacznie. Niewiele myśląc pojechałam do mojego lekarza pierwszego kontaktu, dostałam skierowanie do poradni patologii ciąży i zalecenie wzięcia leku jeszcze tego samego dnia wieczorem. Do poradni pojechałam następnego dnia. Spodziewałam się, że skoro to poradnia patologii ciąży to zajmą się mną, zmierzą ciśnienie, przeprowadzą wnikliwy wywiad, popatrzą na moje ostatnie wyniki badań i na podstawie tego wszystkiego zdecydują o dalszym leczeniu albo o zostawieniu mnie na oddziale szpitalnym żeby to ciśnienie jakoś unormować. A tu dupa. Najpierw poprosiła mnie położna do gabinetu, zapytała tylko z czym przychodzę, wzięła moje skierowanie, dostałam w zamian numerek i polecenie żeby czekać na korytarzu na wezwanie lekarza. Poczekałam jakieś 15 minut i usłyszałam że lekarza woła mój numerek - ucieszyłam się że tak szybko i poszłam uradowana. Uśmiech z twarzy mi szybko zszedł, cała wizyta trwała może 5 minut, lekarz zapytał jakie mam ciśnienie, nawet nie zmierzył, czy biorę jakieś leki i czy miałam jakieś badania robione ostatnio. Powiedziałam, że badania miałam robione i mam je przy sobie, mogę pokazać ale lekarz nie wyraził ochoty aby jakiekolwiek badania zobaczyć. Potem powiedział że skoro mam problem z nadciśnieniem da mi skierowanie do poradni leczenia nadciśnienie i ustalił mi kolejny termin do poradni patologii ciąży na 18-go stycznia podkreślając, że gdyby się coś działo to mam jechać na SOR. Koniec wizyty. Wyszłam z tego gabinetu nie bardzo wiedząc co się przed chwilą stało. Musiałam jeszcze podreptać do rejestracji i zapisać się na termin do tej nieszczęsnej poradni bo to że pan doktor mi wyznaczył termin to nic nie znaczyło, musiałam drugi raz się zapisać osobiście. Masakryczna biurokracja. Ponieważ poszło mi to wszystko ekspresowo, postanowiłam iść za ciosem i pójść do poradni leczenia nadciśnienia do której dostałam skierowanie od expresowego pana doktora. I tu się zaczęło... Od 8:30 do 12 trwał mój horror. Najpierw w rejestracji musiałam wysłuchać, że kolejna ciężarna odesłana z nadciśnieniem, gdzie ona ma te ciężarne upychać, nie ma innych poradni w tym mieście itp itd... Grzecznie wysłuchałam i powiedziałam, że to nie moja wina że dostałam skierowanie właśnie tu bo nie ja je sobie wypisałam. Pani w okienku trochę złagodniała i przyznała mi niechętnie rację po czym odesłała mnie do pokoju po drugiej stronie korytarza na zrobienie EKG. I to była dopiero przeprawa, czekałam na zrobienie EKG prawie 2,5 godziny. Pielęgniarka w środku cały czas mnie olewała, na każde moje zapytanie czy już można wejść na EKG odpowiadała, że ona ma tylko dwie ręce i się nie rozdwoi i mam czekać. A w między czasie wchodzili tam wszyscy na badania którzy się akurat nawinęli, widocznie kobiety w ciąży nie są traktowane priorytetowo. Od tego siedzenia tam zaczęłam się kiepsko czuć, byłam głodna, chciało mi się sikać, już miałam olać to i pojechać do domu. A tu drzwi gabinetu się otwierają i bogini mnie prosi na badanie - to było jak sen :) Badanie trwało 3 minuty więc nie rozumiem czemu wcześniej mi go nie zrobiła ale już nie miałam ochoty wszczynać takich dyskusji. Z badaniem do lekarza. I tu znów kolejka ale tym razem mniejsza. Jakaś dziewczyna też w ciąży i starszy pan. Ja byłam trzecia. Niby mało nas ale lekarza brak - gdzieś wyszedł i nie wiadomo kiedy będzie. Jak nie urok to sraczka. Ale siedzę twardo. Jak teraz już mam EKG to się stąd nie ruszę. W między czasie przyszło jeszcze kilka osób a lekarz przyszedł po 30 minutach. Pierwsza weszła kobitka w ciąży. W tym czasie przechodziła korytarzem pani z rejestracji i na pół szpitala krzyczy, "pani Wiolu, a pani jeszcze nie weszła? przecież Pani jest pierwsza, Pani tu od 8:30 czeka!!".  Więc jej mówię , że tam kolejka , tu kolejka... a ona na to " ale pani ma wejść pierwsza ". Cała kolejka wzrokiem sztylety mi w plecy wbijała, ale myślę sobie, że starszy pan przede mną to go przepuszczę. On mnie pyta , "chce pani wejść pierwsza", ja mu na to "wie pan, czekam już tak długo, niech pan idzie pierwszy", na co on podziękował i zerwał się z krzesła bo akurat ciężarówka wychodziła z gabinetu. Ale ku mojemu zdziwieniu, pani doktor poprosiła mnie do gabinetu, alleluja! No i tu już było wszystko, mierzenie ciśnienia, wywiad dokładny, sprawdzenie wyników... :) Pani doktor zwiększyła mi dawkę leków i kazała przyjść 4-go stycznia na ciśnieniowego holtera. Ale to jeszcze nie koniec tego cudownego dnia, pojechałam jeszcze zawieźć mocz do analizy, a na 17 miałam wizytę u mojego gina. A u gina, ładnie pięknie tylko wywnioskował z USG że szyjka macicy coś za krótka, co prawda niby w normie ale mogłoby być lepiej... I cóż, mam zakaz robienia czegokolwiek w domu, sprzątanie odpada, gotowanie w zasadzie też, chyba że odgrzewanie zupy w mikrofalówce. Mam się bardzo oszczędzać żeby szyjka się za szybko nie skracała. No i masz babo placek. Mam nadzieję że to koniec rewelacji i nie okaże się za chwilę że mam całkiem plackiem w łóżku leżeć. 
A dziś też ważny dzień, idziemy na USG połówkowe do gina, który specjalizuje się w tego typu badaniach. Mam nadzieję że wszystko będzie dobrze i Maluszek jest zdrowy i rozwija się tak jak powinien. Trzymajcie kciuki! :)



Dziś mamy 20 tydzień i  4 dzień ciąży

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Coraz bliżej święta... :)

Święta coraz bliżej i świąteczne przygotowania również w toku. Pierniczki pyszne już upieczone, czekają na zjedzenie -  muszę nieskromnie powiedzieć że w tym roku wyszły mi zaskakująco pyszne, są miękkie, pięknie pachną i smakują wybornie. Cudne :) Na swoją kolej czekają jeszcze śledzie, które mam zamiar dziś zrobić. Robię je co roku na wigilię i raczej nic nie zostaje :) Przynajmniej jedno popisowe danie :) W tym roku wigilię spędzimy z rodziną mojego M. więc zależy mi żeby wszystko wyszło jak należy. Ponieważ każdy dostał jakąś część wigilijnego menu do przygotowania na naszej głowie są jeszcze ciasta. Ale to zostawiam sobie na środę. Jutro planuję posprzątać mieszkanie, ale potrzebuje pomocy mojego Męża, mam nadzieję że nie będzie się wykręcał. Większość dekoracji świątecznych też jest już na swoich miejscach więc klimat świąt można poczuć, jedyne czego mi brakuje do pełni szczęścia to śniegu, choćby na te 3 dni świątecznego weekendu :) 
Z ciążowych wiadomości, powtórzyłam znów badanie przeciwciał różyczkowych, po tym jak przez ostatnie tygodnie spadały miałam nadzieję że będą już poniżej górnej granicy. Ale nie, mój organizm spłatał mi figla i przeciwciała znowu wzrosły. Zaniepokoiło to mojego ginekologa i wysłał mnie na konsultacje do przyszpitalnej poradni chorób zakaźnych. To była dla mnie dodatkowo stresująca wizyta bo bałam się, żeby tam znów czegoś nie złapać. na szczęście jako kobieta w ciąży zostałam przyjęta bez kolejki ku jawnemu niezadowoleniu większości oczekujących. Jedna kobieta nawet podeszła do mnie i z pretensjami powiedziała mi "A  panią to kolejka nie obowiązuje?!?". kiedy odpowiedziałam, że jestem w ciąży i nie muszę czekać w kolejce to aż się zagotowała bo już nie miała argumentu żeby jeszcze mi dowalić. No ale do rzeczy. lekarz obejrzał wszystkie moje wyniki badań z kilku miesięcy wstecz i powiedział, że żadne wyniki nie są w stanie precyzyjnie określić kiedy był kontakt z wirusem i czy faktycznie przechorowałam tą różyczkę 3 miesiące temu , czy pół roku a może wcale tylko po prostu mój organizm produkuje te przeciwciała bo tak reaguje. No ale wykluczyć przechorowania bezobjawowego nie możemy, więc jedyne zalecenie  to monitorowanie ciąży co i tak robię. Trochę mnie to uspokoiło, a zresztą skoro i tak nie mam na to wpływu to co ja mogę... mogę się starać nie stresować i cieszyć się z Maleństwa. Bo teraz nie tylko czuję się w ciąży, co wcześniej było totalną abstrakcją, ale już czuję Maluszka i jestem w stanie rozpoznać kiedy się rusza a kiedy to tylko jelita wariują :) To bardzo śmieszne uczucie, takie delikatne łaskotanie, ale czuję go albo ją już w ciągu dnia , nie tylko wieczorem jak dotąd :) 

Dziś mamy 19 tydzień i 2 dzień ciąży
 

poniedziałek, 14 grudnia 2015

W skrócie...

Po weekendzie jestem bardziej zmęczona niż po całym dniu pracy. Gdyby nie to, że M zadzwonił o 10 do mnie to pewnie spałabym do tej pory. Gościliśmy u nas znajomych w weekend więc należało się do tego odpowiednio przygotować, posprzątać, ugotować coś dobrego. Mój mąż pomagał jak umiał najlepiej ale i tak większą część obowiązków wzięłam na siebie. Sprzątanie poszło gładko, przygotowanie sałatki też, ale za to zrobienie lasange to była męka. Nic mi nie wychodziło, przypalało się, beszamel jakiś inny niż zazwyczaj, a potem w piekarniku to już istna masakra, zaczęło wszystko kipieć, bulgotać, nijak nie wyglądało jak lasange. Mąż mówi, "zaczekaj, odparuje woda i będzie dobrze" - nie było :( Lasanga wyglądała jak kocie rzygi. Wodnista, rozlewająca się po talerzu, widok odpychał zamiast przyciągać. Już miałam wywalić wszystko do kosza, ale wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że nie ma potrzeby bo jest smaczna tylko wygląda kiepsko. No więc każdy dostał porcję papki na talerz. Mówili, że im smakowało - mam nadzieję że tak było na prawdę. :)  
Z ciążowych spraw - byliśmy u innego ginekologa. Pierwsze wrażenia całkiem dobre. Lekarz o wszystko wypytał, my też pytaliśmy o wiele spraw, które nas interesują i nurtują. Głównie chodzi o różyczkę i rosnące CRP. Co do różyczki to lekarz starał się uspokoić, jednak powiedział że USG II trymestru w tej kwestii powinno rozwiać niektóre wątpliwości. Natomiast jeśli chodzi o CRP, na razie nie dostałam antybiotyku, mam teraz katar i bolą mnie zatoki więc myślę, że to jest przyczyna tego skoku w wynikach. Ale jeśli ciągle będzie rosło to pewnie skończy się na antybiotyku. Zobaczymy. 
Jeśli chodzi o samopoczucie - jest całkiem dobrze. Nie czuję już takiego zmęczenia na co dzień jak w pierwszym trymestrze ciąży, ale energia mnie jakoś nie rozpiera. Czasami boli mnie głowa, myślę że od zatok (niestety). Kupiłam pierwszy krem przeciw rozstępom. Mam nadzieję, że będzie skuteczny. Poza tym wyczytałam w jednej z moich ciążowych książek że trzeba ćwiczyć mięśnie kegla, co potem przekłada się na mniejsze urazy krocza podczas porodu. Mam nadzieję ;) Wpadłam też w internetowy szał zakupowy :) Kupiłam już kilka książek na zimowe wieczory, teraz w planach sukienka dzianinowa, ale na razie nie mogę się zdecydować, czapka i szalik też jest na mojej liście must have, o butach zimowych nie wspomnę - jeszcze ich nie kupiłam, biegam w adidasach na co dzień i mam nadzieję że mnie nie zasypie śnieg za chwilę.


Dziś mamy 18 tydzień i 2 dzień ciąży

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Myślałam że to się zdarza tylko w filmach...

Czy zdarzyło się Wam kiedyś, że lekarz zasnął podczas wizyty? Ja doświadczyłam tego ostatnio na własnej skórze i szczerze mówiąc, nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi o takim zdarzeniu opowiadał. To był szok dla mnie i dla mojego męża kiedy podczas analizowania moich wyników krwi lekarz zamknął oczy i po kilku sekundach zaczął lekko pochrapywać. Konsternacja, bo nie wiedziałam czy to jakiś żart czy to się dzieje na prawdę. Stuknęłam w biurko, ocknął się. Przez chwilę wydawał się wytrącony z rzeczywistości ale przypomniał sobie, że ma do przeanalizowania wyniki. Powieki miał cały czas ciężkie jak z ołowiu, co chwile mrużył oczy. Musiałam o każdy wynik dopytywać czy jest OK, bo nie miałam pewności, czy on to w ogóle czyta. Okazało się, że CRP mam za wysokie. Kazał powtórzyć. Potem stwierdził, że zrobimy USG, ale poklikał coś w komputerze i znów zasnął. WTF?!? Czy to dzieje się na prawdę? Po kilku sekundach zaczęłam mówić do niego nieco podniesionym głosem - znów wrócił do rzeczywistości, ale o USG już nie wspomniał (nawet mu nie przypominałam bo bałam się, że i tak przeprowadzi je z zamkniętymi oczami). Poprosiłam o receptę na leki, które mi się kończą, zaczął wypisywać. Zasnął przy adresie... W tym momencie to już przestało być śmieszne. Zaczęłam mu na głos dyktować bo stwierdziłam, że inaczej to albo znów zaśnie albo się pomyli. Do numeru PESEL było ok, jak zaczął wpisywać nazwy leków zaczęło się znowu. Zdążył napisać tylko Euthyr.... i oczy się zamknęły a jego ręka bezwładnie nakreśliła długą krechę przez całą receptę. Czy to się dzieje na prawdę? Przecież takie rzeczy ogląda się tylko w filmach i to w dodatku kiepskich komediach... Byłam już wkurzona. Znów obudziłam doktorka. Zaczął znowu znęcać się nad receptą. Zasnął nad nią jeszcze dwa razy. Recepta wygląda jakby wypisywał ją 5-cio latek, jest pokreślona, mam na niej pięć parafek i pięć pieczątek. Mam nadzieję że nie będzie problemu z realizacją recepty w aptece. W pewnym momencie miałam tylko ochotę wyjść z gabinetu i  nie wrócić. Ale jeszcze L4. O rany... tu też była niezła batalia. Lepiej by było gdyby mi dal papierki i samej pozwolił wypisać druczek. Zwolnienie też pokreślone... Masakra. Po 30 minutach męczarni wizyta dobiegła końca. Wyszłam z receptą, zwolnieniem i kłębowiskiem myśli w głowie bo tak na dobrą sprawę to nie dowiedziałam się niczego o moim obecnym stanie i o Maleństwie. Mój mąż też był bardzo zniesmaczony. Niestety to nie był koniec przyjemności w tym dniu bo za ten "spektakl" musieliśmy zapłacić 200zł. To nie są tanie rzeczy ;) Jutro idziemy do innego lekarza, mam nadzieję mniej przepracowanego i kompetentnego. 

Dziś mamy 17 tydzień i 2 dzień ciąży
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...