Obserwatorzy

środa, 26 czerwca 2013

"Romans" w pracy?

Cóż, myślałam że takie rzeczy zdarzają  się tylko w "Sex w wielkim mieście" a tu proszę, mnie zwykłej szarej myszy przytrafiło się coś , co bardziej mnie rozbawiło i poprawiło humor niż zmartwiło. Otóż jeden z moich nielicznych kolegów z innego działu wyraźnie od jakiegoś czasu daje mi do zrozumienia że jest mną zainteresowany. Uśmiechy, "przypadkowe" spotkania w kuchni, wiadomości na mailu itp itd. Jak się dziś okazało ja nie odczytywałam tych sygnałów tak jak on by tego chciał - dla mnie był po prostu fajnym i uprzejmym kolegą. Ale jemu chodzi o coś więcej, najzwyczajniej w świecie stara się mnie poderwać :) Dziś nawet się pofatygował do mnie do biurka osobiście na "pogawędkę". Koleżanki mówiły mi że podpytuje je o mnie. Mimo że nie kryję się z tym że mam męża i noszę obrączkę czasami wręcz przesadnie na widoku to nie zraża go to. Oczywiście kolega nie ma na co liczyć bo jedynym mężczyzną w moim życiu jest i będzie mój najukochańszy mąż , ale cała ta sytuacja poprawiła mi humor tym że się mną zainteresował bo to znaczy że po ślubie nie "zdziadziałam" aż tak bardzo :)

  

niedziela, 23 czerwca 2013

Jak wół...

Źródło: internet
Ostatnie dni dały mi mocno w kość i moja częstotliwość pisania notek na blogu chyba spadła dużo poniżej normy ... Upały nawet nie tak bardzo mnie zmęczyły jak praca po 10 godzin dziennie. Zastępowanie wszystkich nieobecnych już staje się moim obowiązkiem - czekam aż zagości taki punkt na załączniku z zakresem obowiązków do mojej umowy. Szefowa nie zauważa tego że tylko ja tyram za 10-cioro. Wręcz przeciwnie, co chwile dorzuca mi coraz to nowe zadania a ja już nie mam siły. Kiedy jednego dnia się zbuntowałam i nie zostałam po godzinach to dzień później dała mi do zrozumienia że chyba nie mam co robić skoro inni zostają dłużej w pracy a ja wychodzę punktualnie. Już za nadgodziny mogę sobie wziąć całe dwa dni wolnego, ale przecież lepiej nie brać bo zostanie to źle odebrane przez szefową - skoro biorę wolne to znaczy że robota zrobiona ... Czasami się zastanawiam o co tak na prawdę jej chodzi. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. No ale już zdążyłam zauważyć że są ulubieńcy i ci gorsi - a chyba nie muszę pisać do której grupy ja się zaliczam. Weekend to zdecydowanie za krótki czas żeby zregenerować siły po takim intensywnym tygodniu. Jutro o  5 rano pobudka i znów cały dzień intensywnej pracy. Ale mam w planach zapisać się na pedicure - dostałam od szwagierki voucher więc postanowiłam zaszaleć i dać moim stopom prezent :) Nigdy nie byłam na takim zabiegu więc jestem go bardzo ciekawa. Jak dam rade to zapiszę się w tygodniu i mam nadzieję że będzie cudownie. Sama próbuję walczyć z narastającym na moich pietach naskórkiem ale zwykła tarka nie radzi sobie z nim tak jak bym tego chciała , tym bardziej że nie robię tego codziennie bo najzwyczajniej w świecie nie mam na to czasu. No i w taki oto płynny sposób przeszłam od pracy do stóp :) A co! :) 

niedziela, 2 czerwca 2013

I love LONDON :)

Wszystko co dobre szybko się kończy i niestety w tym przypadku sprawdziło się to powiedzenie. Nasz pobyt w Londynie dobiegł końca, pozostał ogrom wspomnień i zdjęcia które będą nam przypominać to cudowne miejsce. Nie była to nasza pierwsza podróż do Anglii ale za każdym razem kiedy tam lecimy czuję ten sam dreszczyk emocji. Jest to z pewnością miejsce na ziemi gdzie dobrze się czuję i mogłabym osiedlić się tam na dłużej. Wszystko wydaje się tam prostsze, ludzie jacyś tacy milsi, przepraszają , dziękują - co niestety coraz rzadziej zdarza się w naszym kraju. jedynym minusem mogłaby być pogoda - zdecydowanie za dużo deszczowych dni , ale jak już zaświeci słońce to wszystkie troski mijają i można naładować baterie na kolejne deszczowe dni. Nam pogoda dopisała można powiedzieć w 60%.  (cóż, tak to już bywa z Angielska pogodą) ale na brak wrażeń nie narzekaliśmy. Odwiedziliśmy kilka miejsc do których nie udało nam się dotrzeć podczas naszych poprzednich pobytów, m.in. St Paul's Cathedral,
 

 Muzeum sztuki nowoczesnej TATE



zobaczyliśmy słynny Cutty Sark który przewoził herbatę z Chin,  

zafundowaliśmy sobie rejs po Tamizie 







a także byliśmy w teatrze na wspaniałym musicalu Les Miserables -  małą próbkę tego co mogłam podziwiać na żywo możecie zobaczyć poniżej.

 
W deszczowe dni odwiedzaliśmy różne fantastyczne restauracje i próbowaliśmy dań , których nigdy dotąd nie mieliśmy okazji spróbować. Oczywiście nie obyło się bez odwiedzenie kilku sklepów - na szczęście nasze walizki nie przekroczyły dozwolonej wagi więc było wszystko OK :) 
A od jutra znów szara rzeczywistość, pobudka o 5 , angielski i praca :( Ech... Jak ja nie lubię poniedziałków :( 
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...