Dziś od rana załatwień moc... Ponieważ jutro bladym świtem wyruszamy do Zakopca więc robiliśmy dziś zakupy spożywcze. Postanowiliśmy na szlaku nie jeść paluszków, ciastek czy zupek chińskich więc zaopatrzyliśmy się w może nieco mniej niezdrowe konserwy, pasztety, super buły, pachnące pomidorki , ogórki i zamierzamy się tym właśnie odżywiać spacerując po górskich bezdrożach. No ale ja nie o jedzeniu dziś chciałam pisać więc do rzeczy! Od rana coś robimy w biegu... Najpierw zakupy - "szybko, szybko bo mama czeka". To "szybko, szybko" przeciągnęło się nam do 1,5 godziny , no i oczywiście kolejka przy kasie. Zaraz potem prawie biegiem i na piątym biegu po Teściową i wraz z nią do banku. Asysta nasza była obowiązkowa gdyż "bankowe hieny" tylko czekają na nieświadome zagrożenia starsze panie i wciskają co popadnie byle by mieć sprzedaż. W banku oczywiście kolejka a my cały czas zaprogramowani na "szybko, szybko". Wreszcie jest, nasza kolej a tu złośliwość rzeczy martwych - zepsuła się drukarka , i złośliwość albo lenistwo ludzi żywych - pan który nas obsługiwał wcale nie spieszył się z naprawą. AAAAAA!!! Czas biegnie... Wreszcie po ponad godzinie zostaliśmy uwolnieni. Odwozimy Teściową, jedziemy do domu, "szybko, szybko" na górę z torbami pełnymi konserw. Podział obowiązków "ja gotuję obiad a Ty nas spakuj". No i w sumie to było dość dobre rozwiązanie gdyby nie to że co chwilę musiałam zatwierdzać poprawność pakowanych rzeczy przez mojego M. "A to dobre, a gdzie tamto, a co z tym".... i tak dalej... Wreszcie się udało. Usiedliśmy spokojnie do obiadu późnym popołudniem w myślach analizując co jeszcze powinniśmy zabrać kiedy zadzwoniła mi komórka... Gdzie ona jest?? gdzieś dzwoni ale gdzie? ... Wreszcie dzwonek ucichł. Dokończyłam w spokoju obiad, na wyświetlaczu telefonu odczytałam jakiś niezapisany numer - "jak coś ważnego to zadzwoni jeszcze raz". W sumie to racja. Zajęłam się zmywaniem po obiedzie, segregowaniem sterty prasowania - bo może coś z tej kupy nam się przyda w górach - a potem dla relaksu usiadłam na chwilę przed komputerem i sprawdziłam pocztę. I co? O KURDE!! Mail od firmy, do której jakieś dwa miesiące temu składałam swoją aplikację! Odezwali się i mało tego zapraszają mnie na rozmowę. Z tekstu w języku angielskim (swoją drogą to głupie że piszą po angielsku, przecież firma jest w Polsce i większość pracowników tez jest Polakami więc po co ten obcy język w korespondencji?? dla szpanu chyba! ;)) rozszyfrowałam że ten wcześniejszy telefon był od nich i że piszą do mnie żeby spytać czy jestem jeszcze zainteresowana. BA! Pewnie! Zaraz odpisałam im że bardzo chętnie stawię się na interview tylko że ja przecież jutro do Zakopca jadę! O matko kochana!! Co robić, co robić! Jak to rozegrać! Myśl Wiolka, "szybko, szybko"! Napiszę że teraz nie mogę to sobie pomyślą że mi nie zależy, napiszę że przyjdę kiedy oni chcą to M. straci urlop przeze mnie... Zanim zdążyłam się zastanowić co tu napisać zadzwonił po raz drugi telefon... ten sam numer... odbieram "halo?"... i słyszę miły damski głos w słuchawce " Good afternoon " - wszystko po angielsku. Dużym było to dla mnie zaskoczeniem bo miałam nadzieję usłyszeć nasz ojczysty język no ale co tam, skupiłam się na maxa , wytężyłam słuch żeby wszystko dobrze zrozumieć. Padła propozycja rekrutacji w dniu jutrzejszym więc wyjaśniłam Pani grzecznie że jutro nie mogę (oczywiście nie powiedziałam dlaczego) i poprosiłam o jakiś inny termin. Padła propozycja następnej środy - super! :) Ustaliłyśmy szczegóły, pani grzecznie się pożegnała a ja jeszcze przez chwilę siedziałam nieruchomo z telefonem w ręku i analizowałam ten mój angielski bełkot... No ale skoro się dogadałyśmy i ona wiedziała o czym ja mówię a ja o czym ona to chyba nie było tak źle? Potem wyczytałam w necie że ta pierwsza rozmowa telefoniczna jest częścią procesu rekrutacji i sprawdza znajomość języka - mam nadzieję że zaliczyłam. Po tej rozmowie jeszcze długo miałam rumieńce na twarzy! W walizce wylądowała książka do angielskiego - może będzie chwila na powtórkę gdzieś na Kasprowym Wierchu :) Kiedy emocje trochę opadły pozbieraliśmy resztę "potrzebnych" rzeczy , szybkie prysznice i zaraz kładziemy się spać żeby jutro wypoczęci i wyspani zacząć podróż. Już się nie mogę doczekać żeby przyłożyć głowę do poduszki... Może przyśnią mi się te piękne widoczki...
Łoo matko! Faktycznie szalony dzień, dobrze,m że ze wszystkim zdążyliście.. podziwiam jeśli rozmowa po angielsku... bo ja gdy mam coś powiedzieć to się strasznie stresuje, rozumieć, rozumiem, ale słowo wydusić ciężko ;p Zawsze się śmiałam, że ze mną po angielsku to tylko po alkoholu jak słówka same się wypowiadają ;p
OdpowiedzUsuńI chyba już się powtarzam, ale udanego wypoczynku! ; *
ja z angielskim mam dokładnie tak samo... jak trzeba coś powiedzieć to zaczynam stekać i nie wiem co mówię... :) Dramat :)
UsuńOooooooooooooo :) udanego urlopu! I powodzenia po urlopie :) trzymam kciuki!!!!
OdpowiedzUsuńP.S. O tak, mam to samo :) czytają tę samą książkę zawsze można dostrzec coś nowego... to mnie fascynuje... :)
Dzięki za te kciuki, oby pomogło to trzymanie :)
UsuńO jaaa faktycznie dużo wrażeń jak na jeden dzień :)
OdpowiedzUsuńGratuluje telefonu, i trzymam kciuki żeby proces rekrutacji przebiegł pomyślnie :) a póki co odpoczywajcie aktywnie i ładujcie akumulatorki ;)
Wrażeń pełna czapka :)) Nie - dziękuję :)))
UsuńNo, no dzień emocjonujący. Teraz pewnie podziwiacie piękno natury i wdychacie rześkie górskie powietrze :)
OdpowiedzUsuńOj tak, emocji nie brakowało :) Buziaki :)
UsuńWestchnelam gleboko po skonczeniu czytania,mnie tez mialas "na szybko"!
OdpowiedzUsuńZycze milej podroy i powodzenia w otrzymaniu pracy !
Moc pozdrowien !
Co masz na myśli "mnie też miałaś "na szybko" ??
UsuńSzybko to chyba jednak nie było ;P Grunt, że ze wszystkim zdążyliście. Cudna fota! chętnie znalazłabym sie w takim miejscu!
OdpowiedzUsuńNo tak, nie spieszyło im sie z odpowiedzią na moją aplikację :)) Pozdrowionka :)
UsuńNo to mam nadzieje, ze dostaniesz te prace:)
OdpowiedzUsuńOch, nawet nie wiesz jak bym chciała :))
UsuńDzięki za zaproszenie :))) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń