Metamorfoza
|
źródło: internet |
Wizyta u fryzjera to jest coś magicznego. Nie wiem dlaczego ale działa lepiej niż wizyta u psychoterapeuty. Nie dość że można się wygadać to jeszcze wychodzi się odmienionym nie tylko duchowo ale i fizycznie. Coś wspaniałego :) Dziś mogłam zaznać tej cielesno - duchowej przyjemności. Wybrałam się z koleżanką do salonu fryzjerskiego bo, po pierwsze mam czas dla siebie i chcę go dobrze wykorzystać a po drugie od dłuższego czasu dość intensywnie myślałam o zmianie fryzury. Na co dzień związywałam włosy albo spinałam je z tyłu głowy na gładko. Przez to stały się łamliwe, osłabione i beznadziejne. Postanowiłam zrobić ten odważny krok i obciąć włosy. Początkowo chciałam aby fryzura była na tyle krótka żeby nie dało się jej w żaden sposób związać , ale ostatecznie z zachowaniem pewnej rezerwy długość jest taka że na upartego można włosy w razie potrzeby spiąć. Będę starała się nie korzystać z tego wyjścia awaryjnego, ale wiadomo że różnie bywa. Ogólnie rzecz biorąc z fryzury jestem zadowolona, bardzo dobrze się w niej czuję i na pewno wrócę jeszcze nie raz do tego salonu fryzjerskiego, bo ta pani fryzjerka wie co robić z nożyczkami. Jeśli ktoś chciałby także skorzystać z usług tego salonu to chętnie podam namiary na maila. No i co ważne, cena jak na Kraków super. Polecam :)
Własnie dzisiaj myślałam o fryzjerze...
OdpowiedzUsuńale u mnie jest ten problem, że ja chcę zmiany, ale nie chcę za dużo ścinać.. .bo chcę, żeby na długość zostały takie jakie są. : p
tak ja również lubię wizyt u fryzjera ;) to faktycznie poprawia samopoczucie (pod warunkiem, ze fryzjer nie skopie roboty) ;)
OdpowiedzUsuńja również wybieram się za kilka dni na małą metamorfozę... dobrze przeczytać, że mimo ostatnich trudnych chwil odnajdujesz małe radości tak trzymaj ;*
Nie, nie, nie... :) moich włosów nikt nie może dotykać poza mną :D i ewentualnie "zaufana" koleżanką, która czasami podetnie to i ówdzie po mojemu :D
OdpowiedzUsuńmam złe wspomnienia jeśli chodzi o fryzjerów.
Ha, ha, ha - roześmiałam się nerwowo, gdy przeczytałam u Ciebie o terapeutycznym działaniu wizyty u fryzjera, Wiolu. Jejku, jaka ja jestem nieszczęśliwa w takim przybytku. Siedzę z tymi zmoczonymi płaskimi pejsami, zadławiona gumką od narzutki ochronnej i dumam nad wszystkimi mankamentami wyglądu, które bezlitośnie obnażają lampka nade mną i te przyklejone do czaszki kudełki. Nic, tylko marzę, by jak najszybciej się stamtąd wyczochrać i uporządkować po swojemu to, co mi nawyczyniała pani fryzjerka. Ja mam wrażenie, że panie fryzjerki nigdy nie słuchają, czego się od nich oczekuje i tną po swojemu, bezlitośnie. Potem człowiek miesiąc dochodzi do siebie.
OdpowiedzUsuńOt, jakże trudno wszystkim dogodzić:))))
Co do Twojej fryzury, Wiolu, wyobrażam sobie, że wyglądasz w nowej odsłonie świetnie i bez trudu zachwycisz swego M, kiedy już powróci:)
Pozdrowienia!
Ach, Ja mnie długo u fryzjera nie było, a moje włosy tylko tego domagają coraz bardziej ; P
OdpowiedzUsuńJa też niedawno obcinałam. Idealnie, kucyk, warkocz, kok:)
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest... nawet jak używam tych samych kosmetyków co on, i podetnę sobie włosy to i tak cudownie cuzję się tylko po wyjściu z salonu ^^
OdpowiedzUsuńWizyta u fryzjera potrafi zdziałać cuda. Nie tylko o włosy mi chodzi:)
OdpowiedzUsuń;) planuję w niedalekiej przyszłości ;) uważam też, że sprawdzony fryzjer to nie lada skarb!! :)
OdpowiedzUsuń