Smutek po nieudanej inseminacje trochę zmalał. Dużo zajęć w pracy pozwala oderwać myśli i zająć głowę czymś innym. W piątek mam wizytę u doktorka, w sumie to kazał przyjść dopiero jak pojawi się miesiączką ale jakoś czuje potrzebę żeby pójść i sprawdzić jak tam moja torbiel się miewa. Może już zaczęła się wchłaniać... Oby... Mam nadzieję ze zniknie i będziemy mogli spróbować w następnym cyklu jeszcze raz. Przez ten cały stres, może tez i przez leki mam ostatnio mega apetyt a to jest zgubne. Jem i jem... Jak zaczną rano to kończą wieczorem, no i oczywiście czekolady, ciasteczek nie omijam. Przybyło mi parę kilo - widzę po ubraniach. Od jutra koniec, jakieś zdrowe zamienniki muszę zastosować. Chyba tez zmęczenie dało o sobie znać i spadła mi odporność bo chodzę zasmarkana i głowa mi pęka - znowu zatoki się odezwały. Czuję się jakby mnie tramwaj potrącił. Mój mąż tez zasmarkany od soboty chodzi i prawdopodobnie to on mi sprzedał to paskudztwo. Oczywiście on z figlarnym uśmiechem na ustach twierdzi ze on jest niewinny ale ja tam swoje wiem. A tak w ogóle to powinnam od tego zacząć pisać tego posta - dziękuje za Wasze komentarze i wsparcie. Zawsze to jakoś lepiej i lżej na duszy. Dzięki wielkie!
trzymam kciuki by wszystko dobrze się skończyło...
OdpowiedzUsuńDzięki Kochana :*
UsuńPo to jesteśmy, żeby wspierać i dodawać otuchy ;))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko się ułoży.. :)
Dzięki Kasiu, to dużo dla mnie znaczy :)
UsuńBędzie dobrze Wiolka:*
OdpowiedzUsuńDzieki, mam taka cichą nadzieję :)
Usuń