Źródło internet |
Dziś jest 11-ty dzień po operacji. Fizycznie czuję się lepiej i błogosławieństwem jest to że wreszcie mogę w nocy spać na boku. Nie doceniałam tego wcześniej że spanie na boku może być tak przyjemne. Moje plecy są mi za to z pewnością wdzięczne. Rana goi się dobrze i chociaż od poniedziałku nie mam już opatrunków to nie mam odwagi aby na nią patrzeć. Codziennie wieczorem myje ją mój kochany Mąż, ja jeszcze nie chcę na nią patrzeć. Boję się - chociaż w zasadzie nie wiem czego bo to przecież tylko rana. Wydaje mi się że już zawsze tak będzie, zawsze będzie przypominała mi o tym że straciliśmy nasze upragnione dziecko. Do końca życia będę musiała na nią patrzeć, do końca życia będę czuła ją pod palcami i za każdym razem będą przypominały mi się te okropne wydarzenia :( Mam nadzieję że z czasem nie będzie to aż tak bolało.
Poza tym że rozmyślam w ciągu dnia nie robię za wiele. Mężulek nie pozwala mi prawie na nic żebym się nie przemęczyła albo żeby mi się coś nie stało. Tak więc jedynymi moimi aktywnościami w ciągu dnia są jedzenie, siedzenie, leżenie, czytanie, surfowanie po necie, spacery po domu w celu rozruszania kości no i oczywiście do toalety. Wieczorami dochodzi wspólne oglądanie filmu. Czasami uda mi się niepostrzeżenie umyć naczynia w kuchni ale jak M. się zorientuje to zaraz mnie goni i tyle z moich podchodów. Poza tym jeszcze codziennie dzwoni do mnie Mama, na początku robiła to nawet kilka razy dziennie ale na szczęście teraz jest to tylko jeden kontrolny telefon. Czasami nie mam ochoty odbierać i powtarzać jej tego samego co poprzednim razem ale nie mam serca. Wiem że się martwi a uczucie to na pewno potęguje odległość jaka nas dzieli więc liczę do trzech, uśmiecham się do siebie i odbieram pogodnym głosem mówiąc "Cześć Mamuś". Wypyta o wszystko, coś tam opowie co jej się przytrafiło od ostatniej rozmowy i tyle. Uff...
Wczoraj weszłam na wagę, chciałam sprawdzić czy coś się zmieniło po tych wszystkich "atrakcjach" i co się okazało? Schudłam 5 kilogramów od operacji. Cieszę się z tego bo to bardzo dobry początek. Za tydzień kolejny pomiar i zobaczymy co będzie dalej, nie spodziewam się drugiego 5 kg mniej , ale 2-3 byłoby miło.
Zazdroszczę, też bym chciała zrzucić trochę ciała. : )
OdpowiedzUsuńPS Mogłabym mieć do Ciebie prośbę? Biorę udział w konkursie, bardzo zależy mi na wygranej, więcej szczegółów w najnowszym poście na moim blogu (http://ksiazkiiherbata.blogspot.com/2013/08/konkurs-okadkowy-dzien-1.html). Wystarczyłoby, żebyś skopiowała tytuł i autora z poprzedniego komentarza i dodała. Z góry dzięki! Mam nadzieję, że mi pomożesz. : )
Tak mi przykro z powodu utraty dzieciątka :( Ale wierzę w to, że będzie wam dane cieszyć się upragnionym maleństwem. Główka do góry ;* Przytulam,
OdpowiedzUsuńPrzesądzone nie jest nic ! Jeszcze będziecie mieli mnóstwo powodów do szczęścia ; )
OdpowiedzUsuńMama się troszczy, zresztą na jej miejscu pewnie zachowywałabyś się tak samo ;)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się trosce Twoich bliskich: przeszłaś naprawdę dużo, Wiolu. Najważniejsze, że wracasz do zdrowia.
OdpowiedzUsuńA utrata niechcianych kilogramów to całkiem przyjemne odkrycie:) Ponieważ nie chcesz poprzestać na tych 5 kg - niech spadnie Ci jeszcze z dwa!
Serdeczności!