Obserwatorzy

wtorek, 27 sierpnia 2013

Czy czas leczy rany?

Źródło: internet
Minął tydzień od operacji. Wczoraj byliśmy z M. w szpitalu na kontrolnej wizycie i usunięciu szwów. Bałam się tego bo wydawało mi się że jak wejdę na korytarz oddziału ginekologicznego to od razu zaleję się łzami i przypomni mi się ta cała tragedia, która się tam rozegrała. Ale nie, dałam radę. Nie poleciała żadna łezka. Nie musieliśmy długo czekać, wszystko przebiegło sprawnie. Po zdjęciu  szwów i odklejeniu opatrunków ogarnął mnie dziwny niepokój, że za chwilę bez tych wszystkich "wzmocnień" mój brzuch rozdzieli się w miejscu cięcia na pół. Nadzwyczaj ostrożnie wychodziłam ze szpitala kontrolując każdy krok i pilnując żeby przypadkiem brzuch się nie zatrząsł za bardzo bo wtedy na pewno stanie się nieszczęście. Nie wiem skąd takie myślenie. Oczywiście nic takiego się nie stało ale taka myśl krążyła mi w głowie jeszcze długo po przyjściu do domu. Niestety po południu poczułam wyraźnie zmianę nastroju, ogarnął mnie wielki smutek i nagle zaczęłam płakać. Płakałam chyba z godzinę, M. nie mógł mnie uspokoić. Wszystkie emocje znów dały o sobie znać i znalazły swoje ujście w moich łzach. Tak bardzo mnie to zmęczyło że nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się po prawie trzech godzinach z ogromnym bólem głowy. Czułam się jakby mnie potrącił tramwaj. Wydawało mi się, że mimo tragedii jaka nas spotkała dobrze radzę sobie z tą sytuacją, ale po wczorajszym załamaniu już nie jestem tego taka pewna. 
Zaskoczyła mnie bardzo wielkość cięcia jakie mi zrobiono podczas operacji. Jeszcze przed wyjściem ze szpitala pytałam lekarza który mnie operował czy rana jest duża i on w odpowiedzi na to pokazał mi w powietrzu palcami jakieś 15 cm. Pomyślałam, że nawet nie tak źle. Ale w domu, kiedy M. wieczorem przemywał mi rany okazało się że jestem rozcięta dużo bardziej niż mówił lekarz - przynajmniej 30 cm. Ja nie widziałam swoich ran i nie mam odwagi żeby na nie patrzeć. Jeszcze nie jestem gotowa. Po prostu mnie to przerasta. Wystarczy mi że czuję ból, patrzenie na to to na razie dla mnie za dużo. Mój najukochańszy na świecie Mąż bardzo mi pomaga, bardzo wspiera mimo że przecież i on w tej sytuacji potrzebuje wsparcia. Zajmuje się domem, gotuje, sprząta , pierze ... Jest po prostu niezastąpiony. Dziękuję Bogu że pozwolił mi spotkać na swojej drodze takiego wspaniałego mężczyznę. Czasami przechodzi mi przez głowę taka myśl czy on nie żałuje że ma taką żonę jak ja, przez którą spotyka go tyle cierpień. Może z inną kobietą już dawno miałby dzieci i był szczęśliwy?? 
Jest takie powiedzenie że czas leczy rany - te fizyczne leczy, oczywiście ale te które są gdzieś głęboko w sercu i duszy będą bolały jeszcze bardzo , bardzo długo...  

  

7 komentarzy:

  1. Czas nie leczy ran, tylko przyzwyczaja do bólu.... wiem z doświadczenia. Ale ważne jest nastawienie !!. Nie możesz myślec o takich głupotach !! Jesteście oboje szczęśliwi i jesteście ZE SOBĄ ! nie dodawaj żadnych innych kobiet w życiu M. Wybrał Ciebie i to Wam się uda byc szczęśliwą rodziną!! : *

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam pojęcia... wiem, że ja po 3,5 tygodnia dalej miewam napady szlochu, którego nie da sie zatrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiolu, serdecznie współczuję Ci doznanych cierpień i przykrości. Pozwól sobie przeżywać je w Twoim własnym tempie - ani wolniej, ani szybciej niż inni. I pozwól, by Cię opuściły, kiedy przyjdzie na to pora.
    Jesteś młodą i mądrą dziewczyną - myślę, że czeka Cię wiele szczęścia i pięknych wzruszeń, tym bardziej, że masz u boku wspaniałego Męża, podporę i przyjaciela.
    Bądź dobrej myśli, ufaj w przemienność zdarzeń.
    Ciepło Cię ściskam, dużo słońca, Wiolu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czas leczy rany. Musisz mu tylko na to pozwolić.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...