Listopadowy weekend w Warszawie minął, już zdążyłam o nim zapomnieć. Ale wspomnienia pozostaną i będą to cudowne wspomnienia. Tego nam było trzeba, zmiana otoczenia, odcięcie się od codzienności i problemów. Muszę z czystym sumieniem powiedzieć że odpoczęliśmy. :) No ale cóż, to było prawie miesiąc temu i od tego czasu sporo się wydarzyło, przybyło problemów, a te stare nie chcą zniknąć :( Cóż... Trzeba życie brać na klatę, wiem o tym, tylko jak długo tak można? ...
Od dziś zaczynam dwutygodniowy urlop, do którego zostałam poniekąd zmuszona (żeby przypadkiem nic nie przeszło na nowy rok). Niestety nie będzie to czas leniuchowania, jutro jadę do Mamy, pomóc jej trochę w opiece nad Babcią no i nad nią samą bo ostatnio przyplątały jej się problemy z kręgosłupem i sercem... :( A tymczasem znikam, bo sprzątanie na mnie czeka i gotowanie obiadu dla M. na cały tydzień, żeby biedaczek z głodu nie padł :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz