Źródło: http://www.supermamy.pl |
W ciąży staram się wyjątkowo dbać o siebie, jeść zdrowo, pamiętać o choćby małym spacerze w ciągu dnia, zażywać na czas wszystkie przepisane przez lekarza leki... Ale czasami to nie wystarcza i organizm się buntuje. Tak jak mój zbuntował się dwa dni temu. Bardzo podskoczyło mi ciśnienie, zmierzyłam po kilkunastu minutach jeszcze raz, jeszcze wyższe. Zadzwoniłam do mojego gina, kazał wziąć leki i zmierzyć jeszcze raz po jakimś czasie. Zmierzyłam, spadło ale nieznacznie. Niewiele myśląc pojechałam do mojego lekarza pierwszego kontaktu, dostałam skierowanie do poradni patologii ciąży i zalecenie wzięcia leku jeszcze tego samego dnia wieczorem. Do poradni pojechałam następnego dnia. Spodziewałam się, że skoro to poradnia patologii ciąży to zajmą się mną, zmierzą ciśnienie, przeprowadzą wnikliwy wywiad, popatrzą na moje ostatnie wyniki badań i na podstawie tego wszystkiego zdecydują o dalszym leczeniu albo o zostawieniu mnie na oddziale szpitalnym żeby to ciśnienie jakoś unormować. A tu dupa. Najpierw poprosiła mnie położna do gabinetu, zapytała tylko z czym przychodzę, wzięła moje skierowanie, dostałam w zamian numerek i polecenie żeby czekać na korytarzu na wezwanie lekarza. Poczekałam jakieś 15 minut i usłyszałam że lekarza woła mój numerek - ucieszyłam się że tak szybko i poszłam uradowana. Uśmiech z twarzy mi szybko zszedł, cała wizyta trwała może 5 minut, lekarz zapytał jakie mam ciśnienie, nawet nie zmierzył, czy biorę jakieś leki i czy miałam jakieś badania robione ostatnio. Powiedziałam, że badania miałam robione i mam je przy sobie, mogę pokazać ale lekarz nie wyraził ochoty aby jakiekolwiek badania zobaczyć. Potem powiedział że skoro mam problem z nadciśnieniem da mi skierowanie do poradni leczenia nadciśnienie i ustalił mi kolejny termin do poradni patologii ciąży na 18-go stycznia podkreślając, że gdyby się coś działo to mam jechać na SOR. Koniec wizyty. Wyszłam z tego gabinetu nie bardzo wiedząc co się przed chwilą stało. Musiałam jeszcze podreptać do rejestracji i zapisać się na termin do tej nieszczęsnej poradni bo to że pan doktor mi wyznaczył termin to nic nie znaczyło, musiałam drugi raz się zapisać osobiście. Masakryczna biurokracja. Ponieważ poszło mi to wszystko ekspresowo, postanowiłam iść za ciosem i pójść do poradni leczenia nadciśnienia do której dostałam skierowanie od expresowego pana doktora. I tu się zaczęło... Od 8:30 do 12 trwał mój horror. Najpierw w rejestracji musiałam wysłuchać, że kolejna ciężarna odesłana z nadciśnieniem, gdzie ona ma te ciężarne upychać, nie ma innych poradni w tym mieście itp itd... Grzecznie wysłuchałam i powiedziałam, że to nie moja wina że dostałam skierowanie właśnie tu bo nie ja je sobie wypisałam. Pani w okienku trochę złagodniała i przyznała mi niechętnie rację po czym odesłała mnie do pokoju po drugiej stronie korytarza na zrobienie EKG. I to była dopiero przeprawa, czekałam na zrobienie EKG prawie 2,5 godziny. Pielęgniarka w środku cały czas mnie olewała, na każde moje zapytanie czy już można wejść na EKG odpowiadała, że ona ma tylko dwie ręce i się nie rozdwoi i mam czekać. A w między czasie wchodzili tam wszyscy na badania którzy się akurat nawinęli, widocznie kobiety w ciąży nie są traktowane priorytetowo. Od tego siedzenia tam zaczęłam się kiepsko czuć, byłam głodna, chciało mi się sikać, już miałam olać to i pojechać do domu. A tu drzwi gabinetu się otwierają i bogini mnie prosi na badanie - to było jak sen :) Badanie trwało 3 minuty więc nie rozumiem czemu wcześniej mi go nie zrobiła ale już nie miałam ochoty wszczynać takich dyskusji. Z badaniem do lekarza. I tu znów kolejka ale tym razem mniejsza. Jakaś dziewczyna też w ciąży i starszy pan. Ja byłam trzecia. Niby mało nas ale lekarza brak - gdzieś wyszedł i nie wiadomo kiedy będzie. Jak nie urok to sraczka. Ale siedzę twardo. Jak teraz już mam EKG to się stąd nie ruszę. W między czasie przyszło jeszcze kilka osób a lekarz przyszedł po 30 minutach. Pierwsza weszła kobitka w ciąży. W tym czasie przechodziła korytarzem pani z rejestracji i na pół szpitala krzyczy, "pani Wiolu, a pani jeszcze nie weszła? przecież Pani jest pierwsza, Pani tu od 8:30 czeka!!". Więc jej mówię , że tam kolejka , tu kolejka... a ona na to " ale pani ma wejść pierwsza ". Cała kolejka wzrokiem sztylety mi w plecy wbijała, ale myślę sobie, że starszy pan przede mną to go przepuszczę. On mnie pyta , "chce pani wejść pierwsza", ja mu na to "wie pan, czekam już tak długo, niech pan idzie pierwszy", na co on podziękował i zerwał się z krzesła bo akurat ciężarówka wychodziła z gabinetu. Ale ku mojemu zdziwieniu, pani doktor poprosiła mnie do gabinetu, alleluja! No i tu już było wszystko, mierzenie ciśnienia, wywiad dokładny, sprawdzenie wyników... :) Pani doktor zwiększyła mi dawkę leków i kazała przyjść 4-go stycznia na ciśnieniowego holtera. Ale to jeszcze nie koniec tego cudownego dnia, pojechałam jeszcze zawieźć mocz do analizy, a na 17 miałam wizytę u mojego gina. A u gina, ładnie pięknie tylko wywnioskował z USG że szyjka macicy coś za krótka, co prawda niby w normie ale mogłoby być lepiej... I cóż, mam zakaz robienia czegokolwiek w domu, sprzątanie odpada, gotowanie w zasadzie też, chyba że odgrzewanie zupy w mikrofalówce. Mam się bardzo oszczędzać żeby szyjka się za szybko nie skracała. No i masz babo placek. Mam nadzieję że to koniec rewelacji i nie okaże się za chwilę że mam całkiem plackiem w łóżku leżeć.
A dziś też ważny dzień, idziemy na USG połówkowe do gina, który specjalizuje się w tego typu badaniach. Mam nadzieję że wszystko będzie dobrze i Maluszek jest zdrowy i rozwija się tak jak powinien. Trzymajcie kciuki! :)
Dziś mamy 20 tydzień i 4 dzień ciąży
Po takich wizytach u lekarza to cisneinie samo rosnie ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie, na pewno ciężko zachować spokój w takich sytuacjach :) Pozdrawiam
UsuńSzczęśliwego nowego roku:) I nie przejmuj się na zapas:)
OdpowiedzUsuńDzięki Kochana, dla Ciebie też wszystkiego co najlepsze w tym roku, oby był lepszy od poprzedniego :) Pozdrawiam
Usuń