Obserwatorzy

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Książki dla Malucha 6m+ - Nasza biblioteczka

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia i każdy kto ma dzieci zastanawia się nad prezentami, które nasi milusińscy znajdą pod choinką. Ja osobiście uważam, że książka to jest zawsze bardzo dobry prezent niezależnie czy ma się kilka miesięcy czy kilkadziesiąt lat. Mój Synek mimo tego że ma dopiero 8 miesięcy ma bardzo dużo książek,część z ich dostał, część kupiliśmy mu sami i jak każdy ma swoje ulubione, do których zawsze wraca, lubi je oglądać, dotykać i... słuchać! Tak, bo mamy też książki do słuchania.  
Pierwsze cztery książeczki trafiły do nas dzięki mojej koleżance, która kupiła je dla swojej córeczki. Wcześniej nie miałam o ich istnieniu pojęcia. Mowa o książeczkach z serii Akademia Mądrego Dziecka. Są to zdecydowanie książki dla maluszków godne polecenia. Sprzyjają one nie tylko wspaniałej zabawie, ale także rozwojowi sprawności manualnej i koordynacji wzrokowo-ruchowej dzięki specjalnym wycięciom, które czuć pod palcami dotykając książkę.  Książeczki zrobione są z twardego kartonu więc mamy pewność, że dziecko nie porwie kartek.
Nie wyobrażam sobie teraz naszego dnia bez czytania książeczek dźwiękowych. Korzystamy z nich z Synem kilka razy dziennie. W naszej biblioteczce mamy między innymi takie, które po naciśnięciu odpowiedniego obrazka odtwarzają np. odgłosy zwierząt, odgłosy pojazdów czy maszyn lub też bajki w całości czytane przez lektora. Można się fantastycznie bawić takimi książeczkami, szukać danego zwierzątka na kartce i sprawdzać jaki wydaje odgłos.A kiedy mama czuje się zmęczona, lektor czyta książkę za nią - super rozwiązanie. Książki mają grube tekturowe kartki więc mimo codziennego używania mają się bardzo dobrze.
Kolejna książką uwielbianą przez mojego małego urwisa jest właśnie poniższa książka Fisher Price. Niby nic, książka jak każda inna ale te obrazki mają coś takiego w sobie że Mały ogląda je jak zahipnotyzowany. Przekręca sam kartki (również grube tekturowe), raz do przodu, raz do tyłu, dotyka, czasem wkłada do buzi ;-) Kiedy podrośnie będzie mógł także korzystać z tej książki i bawić się w znajdowanie i dopasowywanie zwierzątek i przedmiotów, które są powycinane w stronach książki w formie dużych puzli.
I na koniec książka sensoryczna, w której szukamy z Synem odpowiedzi na pytanie "Kto zjadł biedronkę?" Jest to bardzo ładnie ilustrowana książeczka, z wyciętymi otworami w środku w które dziecko może wkładać rączkę,  dotykać nierównych krawędzi przez co czytanie staje się dużo bardziej ciekawe. Na podstawie obrazków w książce można używając wyobraźni opowiadać nieskończenie wiele historii. Mój Syn uwielbia takie opowiastki zwłaszcza kiedy w trakcie opowiadania zmieniam głos, przygląda się wtedy z zaciekawieniem i uśmiecha. 
Moim zdaniem warto czytać dzieciom i z dziećmi. To bardzo zbliża, można świetnie spędzić wspólnie czas, rozwija wyobraźnie ... generalnie same pozytywy płyną ze wspólnego czytania.

czwartek, 15 grudnia 2016

Zmęczona matka i domowy multitasking

Odkąd pojawił się na świecie nasz Syn moje życie (i chyba także mojego męża) to istna sinusoida. Rytm dnia dyktuje mi ten mały człowiek i nie ma żadnych odstępstw od jego harmonogramu dnia a jedyną osobą która może go zmienić jest on sam. Mimo, że ma już skończone 7 miesięcy budzi się co noc. Czasami raz, czasami dwa razy. Nieraz obudzi się o 1-2 w nocy i jest gotowy do zabawy a nieraz tylko zje i idzie dalej spać. W ciągu dnia drzemki też robią się coraz krótsze, bywają dni że śpi dwa razy po 30 minut, czasem robi sobie jedną dłuższą 2,5 - 3  godzinną więc wtedy mam czas że by przygotować mu obiad, sama mogę coś zjeść i nawet chwilkę na blogu posiedzieć. Z tym czasem i z organizacją wszystkiego mam do dziś problem. Jestem osobą która lubi planować i staram się zawsze mieć plan dnia. Lubię też mieć kontrolę nad tym co się dookoła mnie dzieje i kiedy życie i mój Syn weryfikują moje plany w mój porządek dnia wkrada się ogromny chaos i nie potrafię już nad nim zapanować. Wszystko się sypie... łącznie ze mną. Staram się nadrabiać wieczorami zaległe pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie czy inne domowe obowiązki ale niejednokrotnie zmęczenie bierze górę i wszystko odkładam na jutro. I tak leżą kupy upranych ubrań, sterta rzeczy do prania, nieumyte szafki w kuchni... Czasami udaję, że tego nie widzę ale nie da się nie zauważyć. I wtedy pojawiają się wątpliwości, przecież ja sobie kompletnie z tym nie radzę. Synek jest coraz większy, nie jest już leżącym niemowlakiem, raczkuje, wstaje , wszędzie go pełno, nie wyobrażam sobie zostawić go samego i zająć się sprzątaniem. Ale jak inne matki to robią że mają czysto w domu, są zadbane, wypoczęte i maja szczęśliwe dzieci??? Potrzebuję receptę na taki domowy multitasking. Chyba nie muszę dodawać, że w tym roku zupełnie nie czuję atmosfery świąt i tak jak zawsze się cieszyłam i już od początku grudnia stroiłam dom mikołajami i kolorowymi lampkami tak w tym roku wszystko jeszcze w pudłach w garażu i nie wiem czy mam siłę to wszystko rozkładać tylko po to żeby się zakurzyło...     

czwartek, 1 grudnia 2016

Spodziectwo - czeka nas operacja :-(

Źródło: http://www.npr.org
Kiedy ktoś pyta mnie czy Mały jest zdrowy, czy wszystko ok zawsze odpowiadam, że tak. No bo przecież nie ma kataru, nie kaszle więc jest ok. Ale mamy nasz mały sekret, o którym nie jest łatwo mówić otwarcie do wszystkich, zwłaszcza osób z dalszego otoczenia. O tym, że nasz Synek urodził się z małym defektem dowiedzieliśmy się zaraz po porodzie w szpitalu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co to jest i co się z tym robi, jaki to może mieć wpływ na jego życie i czy w ogóle jakiś będzie miało. W trakcie poporodowej burzy hormonów nawet nie myślałam o tym, była euforia i zachwyt pojawieniem się nowego tak bardzo wyczekiwanego członka rodziny. Dopiero jak emocje opadły dotarło do mnie, że to jest problem i że my jako rodzice musimy zgłębić temat i coś z tym fantem zrobić. No ale o co chodzi? Nasz Syn urodził się ze spodziectwem. Kiedy pierwszy raz lekarz wypowiedział tą nazwę wyobraziłam sobie straszne rzeczy i wizję kalectwa mojego dziecka do końca jego życia. Spodziectwo to niedorozwój cewki moczowej, która ma swoje ujście w nietypowym miejscu. U nas mniej więcej w połowie prącia. Czytałam że wada ta występuje u jednego na 400 chłopców czyli bardzo często ale jakoś nikt dotąd ani w rodzinie ani wśród znajomych nie "chwalił się" że ma dziecko z takim problemem. Czy jest to wstydliwy problem? Hmmm.. Może nie tyle wstydliwy, bo tu nie ma się czego wstydzić, ale na tyle nietypowy i mało znany, że ludzie nie wiedzący na czym polega ta wada myślą sobie o dożywotniej ułomności danego dziecka. Ja początkowo obwiniałam siebie, myślałam że coś musiałam w ciąży zaniedbać, że może przez jakieś przeziębienie, może wzięłam jakiś lek którego nie powinnam... Pomysłów miałam tysiące na to, w jaki sposób zawiniłam. Na szczęście mąż przywołał mnie do porządku, powiedział że nie ma sensu takie głupie gadanie, że to nie zmieni nic i trzeba teraz działać i zrobić wszystko żeby pomóc Małemu abyśmy kiedyś w przyszłości mogli zostać dziadkami. No i miał rację. Zaczęliśmy działać. Znaleźliśmy dobrego chirurga- urologa dziecięcego, poszliśmy na konsultację. Pan doktor zbadał Malucha i stwierdził że wada nie jest najgorsza, jak najbardziej do korekty operacyjnej. Porozmawiał spokojnie z nami, powiedział jak taki zabieg przebiega, jak długo trwa rekonwalescencja, poinformował o możliwych powikłaniach. Dowiedzieliśmy się, że najlepiej tego typu zabiegi wykonywać u chłopców którzy nie skończyli jeszcze roku. Wpisaliśmy się  na listę oczekujących na zabieg w ramach NFZ i niedawno otrzymaliśmy wiadomość że w lutym 2017 odbędzie się operacja. Od momentu kiedy wiem o terminie wydaje mi się że czas przyspieszył, że to już zaraz, szybko. Boję się, że moje dziecko będzie bardzo cierpiało, to chyba najgorsze dla matki kiedy widzi jak dziecko cierpi z bólu. Co prawda w XXI wieku świetnie sobie radzimy z uśmierzaniem bólu różnymi lekami, więc liczę na to że będzie bezboleśnie, bardzo bym chciała. Na razie przeraża mnie ten fakt, zawsze się bałam szpitali, nie mam z nimi miłych wspomnień, pobyt w szpitalu kogokolwiek czy to z rodziny czy znajomych napawa mnie lękiem... a tu własne dziecko i to w dodatku operowane... Mam jeszcze 2 miesiące żeby sobie poradzić z tym lękiem, muszę być silna, dla SYNA.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...