Obserwatorzy

sobota, 25 października 2014

Dust in the wind ...

Dziś mimo że za oknem słońce (przynajmniej na razie) ogarnął mnie jakiś nostalgiczny nastrój... Słucham w kółko tej piosenki i nie mogę się oderwać od tej melodii... Zawładnęła moją duszą... Tabuny myśli przelatują przez moją głowę jak stado mustangów... Zagubiłam się i nie umiem się odnaleźć... Nie wiem czego chcę...

"I close my eyes, only for a moment, and the moment's gone
All my dreams, pass before my eyes, a curiosity
Dust in the wind, all they are is dust in the wind.
Same old song, just a drop of water in an endless sea
All we do, crumbles to the ground, though we refuse to see
Dust in the wind, all we are is dust in the wind
Don't hang on, nothing lasts forever but the earth and sky
It slips away, and all your money won't another minute buy.
Dust in the wind, all we are is dust in the wind
Dust in the wind, everything is dust in the wind."
Kerry Livgren




czwartek, 23 października 2014

Rozmyslania przy porannej kawie...

Źródło:https://bowtalks.wordpress.com/2013/03/02/coffee-time-14/
Nie często zdarza mi się w połowie tygodnia w domowym zaciszu posiedzieć przed laptopem z kubkiem ulubionej kawy. Od wczoraj zaznaję tej nieziemskiej przyjemności gdyż choroba mnie dopadła (zapalenie tchawicy i krtani) i lekarz z politowaniem dał L4. W zasadzie to nie bardzo byłam chętna żeby je przyjąć, no bo w pracy teraz gorący okres, zmiany , zmiany i jeszcze raz zmiany, trzeba być na bieżąco i w ogóle, ale przekonało mnie jedno zdanie wypowiedziane przez lekarza "I tak nikt nie doceni tego że pani chora do pracy pójdzie"  i już nie dyskutowałam o tym czy powinnam czy nie ze zwolnienia skorzystać. I tym sposobem siedzę sobie od wczoraj w domku, korzystam z tego że nie muszę się rano zrywać i gnać w deszczu na autobus, potem przez 8 godzin klepać w klawiaturę i wysłuchiwać ględzenia szefa jak to wszystko w tym naszym dziale jest do dupy robione i ludzie nic nie umieją i błędy popełniają i bla bla bla bla... Mam dosyć tego gadania i ogólnie atmosfery jaka się wytworzyła w dziale. Każdy chce być lepszy od kogoś innego i ten wyścig szczurów mnie dobija. Wydaje mi się że w całej firmie to tylko ja mam w dupie pęd za karierą i wspinaniem się po szczebelkach. Nie czuję się w tym wszystkim dobrze i postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć szukać czegoś innego, czegoś co da mi może odrobinę satysfakcji, bo przecież nie można całe życie zmuszać się żeby rano wstać i ruszyć cztery litery do roboty... Można? Ech... Miałam się nawet wybrać dziś na Targi Pracy ale oczywiście choroba mnie rozłożyła i wole nie ryzykować łażenia w taką pogodę wychodzenia z dom. Zaraz zabieram się za odwiedzanie stron internetowych firm które ewentualnie mogłyby zostać moimi przyszłymi pracodawcami i będę wysyłać CV. Kiedyś czytałam , że ze100 wysłanych CV tylko na 5 firmy odpowiadają. Czy nie jest to straszne? Straszne i przerażające? Co to się porobiło . No ale nic, mam nadzieję, że odzew będzie szybciej niż po 100 wysłanych.A teraz z innej beczki. We wtorek wizyta u gina i USG. Czy franca jest czy jej nie ma? Oto jest pytanie. Czuję brzuch po tej stronie i zastanawiam się czy jest to efekt tego że rośnie czy że się wchłania... Oby to drugie...   .





.

niedziela, 19 października 2014

Po wizycie...

Źródło: http://weheartit.com/choklateumbrella
Po piątkowej wizycie sama nie wiem co myśleć... Torbiel ciągle jest, nawet franca urosła jeszcze. Doktorek zbyt rozmowny nie był i w zasadzie kazał czekać na miesiaczke i przyjść kolo 10 DC na USG żeby zobaczyć czy ona dalej jest. Wręczył mi wydrukowane zdjęcie, którego znaczną cześć zajmowała czarna plama zwana torbiela i rachunek na zawrotną kwotę. Jak za 10 minut wizyty skasował taka kasę ze mógłby się przynajmniej wysilic i opis do tego USG zrobić... No ale dobra, nie czepiam się. A może powinnam? W końcu place to wymagam... ;) Juz nie raz odnioslam wrażenie podczas wizyty jakbym była intruzem i doktorek chciał mnie jak najszybciej splawic... A może on po prostu taki jest? Ale z drugiej strony to chciałabym się dowiedzieć jak najwięcej podczas wizyty a czasami to jakbym nie zadawała pytań to nie wiem czy uslyszalabym cokolwiek poza "dzień dobry" na wejściu... Kiedyś tak się z M. zastanawialismy czy on tylko nas tak traktuje czy wszystkich... I doszlismy do wniosku ze jesteśmy w grupie szczesliwcow :) Następna wizyta juz za tydzień bo wczoraj przyszła @. Niestety w tym cyklu sie nie stymulujemy, doktorek zarzadzil jeden cykl przerwy. No chyba ze torbuel sie nie wchlonie to wtedy wiecej, ale oby nie... Trzymajcie kciuki żeby francy nie było juz na następnym zdjęciu...

wtorek, 14 października 2014

Trzeba żyć dalej...

Smutek po nieudanej inseminacje trochę zmalał. Dużo zajęć w pracy pozwala oderwać myśli i zająć głowę czymś innym. W piątek mam wizytę u doktorka, w sumie to kazał przyjść dopiero jak pojawi się miesiączką ale jakoś czuje potrzebę żeby pójść i sprawdzić jak tam moja torbiel się miewa. Może już zaczęła się wchłaniać... Oby... Mam nadzieję ze zniknie i będziemy mogli spróbować w następnym cyklu jeszcze raz. Przez ten cały stres, może tez i przez leki mam ostatnio mega apetyt a to jest zgubne. Jem i jem... Jak zaczną rano to kończą wieczorem, no i oczywiście czekolady, ciasteczek nie omijam. Przybyło mi parę kilo - widzę po ubraniach. Od jutra koniec, jakieś zdrowe zamienniki muszę zastosować. Chyba tez zmęczenie dało o sobie znać i spadła mi odporność bo chodzę zasmarkana i głowa mi pęka - znowu zatoki się odezwały. Czuję się jakby mnie tramwaj potrącił. Mój mąż tez zasmarkany od soboty chodzi i prawdopodobnie to on mi sprzedał to paskudztwo. Oczywiście on z figlarnym uśmiechem na ustach twierdzi ze on jest niewinny ale ja tam swoje wiem. A tak w ogóle to powinnam od tego zacząć pisać tego posta -  dziękuje za Wasze komentarze i wsparcie. Zawsze to jakoś lepiej i lżej na duszy. Dzięki wielkie! 

wtorek, 7 października 2014

Nie udało się :(

Wczorajsza wizyta u doktorka na USG rozwiała wszelkie wątpliwości i rozgniotła nasze marzenia :(  Pęcherzyk nie pękł, a na nieszczęście urósł i ma już 4 cm. Zrobiła się torbiel, która nie wiadomo czy i kiedy się wchłonie. Jak usłyszałam to mnie zamroziło :( Starałam się nie rozkleić przy doktorku, on starał się przekazać tą wiadomość w delikatny ale zarazem nie dający nadziei sposób. Jesteśmy załamani :( a to dopiero pierwsza próba. Nie wyobrażam sobie więcej takich rozczarowań :( Mam ochotę zniknąć z powierzchni ziemi. :( 

sobota, 4 października 2014

Nasza pierwsza IUI Evie czyli inseminacja z pompą :)

Wczoraj o 20:00 mieliśmy inseminacje. To była nasza pierwsza i cala ta procedura wywołała u nas niemały stres. Najpierw kilka papierków do wypełnienia, potem szybkie USG żeby zobaczyć czy tam w środku jest ok, a ze według doktorka było ok to mogliśmy przejść do dalszego etapu. W niezbyt sprzyjających warunkach mój mąż musiał, że się tak wyrażę, oddać nasienie a potem musieliśmy zaczekać około godziny na przygotowanie wspomnianego nasienia do inseminacji. Nie wiem dokładnie jak przebiegał ten proces bo działo się to za zamkniętymi drzwiami laboratorium. Mieliśmy godzinę wolnego wiec poszliśmy na spacer. Po powrocie już wszystko było gotowe i czekali na nas. Doktorek zaprosił mnie do gabinetu. Mój M tez chciał wejść ale niestety został poproszony o to żeby poczekać pod drzwiami. Doktorek stwierdził że to nie będzie przyjemny widok dla M. Na początku się zdziwiłam, bo przecież co może być nieprzyjemnego w tak mało inwazyjnym zabiegu jakim jest inseminacja? No raczej nic - a jednak. Przed zabiegiem dużo czytałam w necie na ten temat, rozmawiałam z doktorkiem i zabieg miał być bezbolesny. Ale jednak doktorek miał pewne problemy z wprowadzeniem cewnika przez kanał szyjki - podobno budowa anatomiczna jakaś dziwna i wąska- i było to bolesne. Kilka razy poczułam na prawdę nieprzyjemny ból. Przez te utrudnienia trwało to dłużej niż miało ale grunt że wszystko udało się zainstalować. Na koniec jeszcze krótka instrukcja obsługi urządzenia które doktorek przywiązał mi do uda (coś w rodzaju pompy która przez 4 godziny miała podawać nasienie) i wreszcie do domu. (No ale zanim do domu to najpierw trzeba było wyskoczyć z kasy ). Nie bardzo wiedziałam jak się zachowywać z tym urządzeniem żeby sobie nie wyrwać tej cieniutkiej rureczki, która miałam zamontowaną w środku. W samochodzie jechałam jak na szpilkach a w domu od razu położyłam się do łóżka. Przeleżałam 4 godziny prawie bez ruchu i ciągle myślałam o tym że po tym czasie będę musiała sama się "rozbroić" z tego całego okablowania. Na szczęście poszło gładko i bez problemowo. O północy mogłam wreszcie położyć się spać. Zasnęliśmy z M błyskawicznie po całym dniu pełnym wrażeń. Dziś rano za to miałam bardzo milą pobudkę bo doktorek kazał nam dziś jeszcze poprawić po inseminacji rano i wieczorem. Teraz czekamy na cud. W poniedziałek wizyta, oby doktorek stwierdził ze wszystko jest ok. Bardzo tego oboje pragniemy. A to czekanie jest najgorsze...

czwartek, 2 października 2014

Trzymajcie kciuki, PROSZĘ!

Wczoraj miałam wizytę u gina. Jest pęcherzyk 21 mm. Na dniach będzie pękał. Dziś mam dać sobie zastrzyk i jutro na 14 znów do gina na USG. Jeśli będzie wszystko ok to albo jutro albo w sobotę będziemy mieć inseminację! O matko! Nie wierzę! To już za dzień lub dwa a potem czekanie... To chyba będzie najgorsze. Tak bardzo bym chciała  żeby wszystko się udało. Nie myślę o niczym innym. Błagam Boga w myślach żeby nie pozwolił aby doszło do ciąży pozamacicznej jak w zeszłym roku. Błagam żeby wszystko się udało, żeby wreszcie zabiło maleńkie serduszko. Trzymajcie kciuki, proszę!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...