Obserwatorzy

niedziela, 29 września 2013

Jak Teściowa rogi pokazuje...

źródło: http://webhumor.w.interia.pl/tesciowa.html
Od czasu, kiedy poznałam mojego Mężulka miałam bardzo dobre stosunki z Teściową. nie wtrącała się, nie mówiła jak i co mamy robić - nasze życie było nasze i tylko nasze. Ale w każdej bajce pojawia się jakiś mroczny wątek i tak też zaczęło się u nas i tym mrocznym wątkiem nieoczekiwanie stała się Teściowa. Odkąd mieszka bliżej nas ciągle "umila" nam życie. Mimo tego że staramy się jak możemy, mimo swoich własnych problemów życiowych jesteśmy na każde jej zawołanie cały czas jest coś nie tak. I najgorsze w tym wszystkim jest to że ona nie mówi tego wprost tylko w zawoalowany sposób daje nam do zrozumienia że coś jest nie tak jak być powinno. Przykład? Przykładów można mnożyć, ale żeby nie być gołosłownym podam kilka - choćby dla tego żeby sobie ulżyć i "wygadać" się do Was.
1. Kiedy byłam w szpitalu po operacji Teściowa była w trakcie wykańczania mieszkania i przeprowadzki. Mieliśmy rozwalony samochód po wypadku a i mój  mąż  z racji całej zaistniałej sytuacji nie mógł codziennie do niej chodzić i pomagać więc poprosił aby wstrzymała się tydzień z przeprowadzką bo sytuacja jest jaka jest a jak odbierze samochód z naprawy to przewiezie jej rzeczy. No ale Teściowa nie wytrzymała, bardzo się jej spieszyło żeby się przeprowadzić i woziła w autobusie codziennie po kilka rzeczy do nowego mieszkania. No i niby nic nie byłoby w tej historii strasznego gdyby nie to że kilka dni temu przyszła do nas i chciała zabrać swoje rzeczy które przechowywaliśmy u nas w garażu. Powiedzieliśmy że jej zawieziemy bo niepotrzebnie będzie dźwigać a ona na to z wyrzutem " Sama się przeprowadziłam to i te rzeczy sobie sama zawiozę!" - ciśnienie mi się podniosło ale nic nie odpysknęłam, policzyłam do 10 i przeszłam nad tym do porządku dziennego.
2. Dziś Mąż był w sklepie z Teściową dokupić jakieś brakujące części do zamontowania czegoś w mieszkaniu, ale jak wrócili okazało się że niestety nie pasują i trzeba jechać wymienić. Jak Teściowa zobaczyła że M. wybrał złe części powiedziała w złości "To ja po to z Tobą pojechałam żeby dobre kupić ale widzę że się nie znasz!"
3. Raz w tygodniu jeździmy na większe zakupy żeby na cały tydzień starczyło i zawsze dzwonimy do Teściowej czy jej coś nie potrzeba. Najczęściej odpowiada że nie, czasami chce zgrzewkę wody. Potem jak się spotkamy to gdzieś tam wtrąci z westchnieniem  między słowami że "Innym to dzieci zakupy robią żeby nie dźwigała" :( 
4. Często jest tak że czegoś od nas chce ale nie powie tego wprost a my się nie domyślimy i potem jest obrażona na cały świat, nie odbiera telefonu i do nikogo się nie odzywa.
 Takich przykładów z życia codziennego mogę tu wypisywać i wypisywać. Niestety takie "fochy" są coraz częstsze a ja już nie mam na nie ani siły ani cierpliwości. Pewnego dnia nie wytrzymam i ją opieprze i skończy się "dobra synowa". Nie bawi mnie to że ona w taki sposób pokazuje że jest jej źle, czy że czegoś jej potrzeba. Mam nadzieję że nie będzie gorzej a jeśli będzie to na prawdę trzymajcie mnie bo nie ręczę za siebie. Już teraz wiem skąd biorą się te wszystkie dowcipy o teściowych - z życia po prostu!  Aaaaaa!!!       

niedziela, 22 września 2013

:))

Dziękuję Wam Kochane za takie miłe słowa odnośnie mojej fryzury. Może rzeczywiście  "nie taki diabeł straszny jak go malują" :) Powoli przyzwyczajam się do nowej fryzury a najbardziej zadowolona jestem wtedy kiedy nie trzeba spędzać godziny przed lustrem układając włosy -  w tej chwili to u mnie krótka piłka, 5 minut suszenia, przeczesywania palcami, potem wielkie wałki na 15 minut i fryzura gotowa. W ekstremalnych sytuacjach można podprostować końce, ale nie koniecznie :) I za to duży plus dla fryzury - oszczędność czasu na maxa :)
A jutrzejszy dzień napawa mnie strachem, stresuję się już od rana - jutro pierwszy dzień w pracy po takiej mega długiej przerwie. Co to będzie... Już widzę zapchaną skrzynkę, tony niezałatwionych spraw, pewnie znajda się też i takie które będą przeterminowane.. Ech... Przyznam szczerze że niechętnie jutro pojawię się w biurze - no ale cóż, nie ma wyjścia, pracować trzeba :( Tak więc głęboki wdech, może policzę do 10 i proszę Was o wsparcie mentalne i podesłanie dobrych emocji w moją stronę - jutro będzie mi to bardzo potrzebne... :))
Źródło: http://iqkartka.pl/
 

piątek, 20 września 2013

I jak Wam się podobam? :)

Dziś nietypowo - pierwsze moje zdjęcie na tym blogu :) Jako debiutant mam lekką tremę  :) Ale już wyjaśniam co mnie skłoniło do pokazania się. Otóż , wczoraj odwiedziłam moją fryzjerkę - powód był oczywisty, przez ostatnie zawirowania zdrowotne nie miałam czasu o takich sprawach myśleć i krótko mówiąc zarosłam jak krzak dzikiej róży. Niestety pani, do której zawsze chodzę jest w ciąży i chwilowo nie pracuje więc oddałam się w ręce jej koleżanki. Szczerze przyznam, że stresujące było to przeżycie bo tamtej babeczki jestem pewna na 150% i zawsze wychodzę od niej zadowolona a tej nigdy nie miałam okazji oddać swojej głowy więc trochę się obawiałam czy nie będzie trzeba chodzić przez miesiąc w czapce (na szczęście już zimno jest więc przynajmniej w czapce nie wyglądała bym dziwnie). Pani Ania zajęła się mną, i dłuuuugo bardzo się zajmowała. Zazwyczaj mycie,strzyżenie i modelowanie zajmowało mi max 40 minut kiedy moja ulubiona fryzjerka to robiła a tu - godzina i dziesięć minut. No ale może się stresowała - nie wiem. W każdym razie docinała, przycinała, podgalała, znowu przycinała... najpierw na mokro, potem na sucho... o ludzie - wreszcie jest. Efekt końcowy możecie zobaczyć na zdjęciu. Szczerze mówiąc aż tak krótkich włosów nie miałam jeszcze z tyłu. Fryzura podobna do poprzedniej ale różni się zasadniczo długością, tył w tej chwili jest zdecydowanie krótszy. No i powiedzcie, czy to dobrze wygląda? Bo ja już sama nie wiem i czuję się jakbym prawie wcale włosów na głowie nie miała... 


środa, 18 września 2013

Zdrowe gotowanie poprawia humor :)

Jakie znacie sposoby na poprawę humoru w szare, deszczowe dni? Jedni powiedzą że słuchają muzyki, jeszcze inni że dobra książka i kubek gorącej herbaty to jest to, znajdą się tez tacy dla których wanna z gorącą wodą i puszysta pianą jest lekiem na taka jesienną pogodę. Jeśli o mnie chodzi to z pewnością znalazłabym pocieszenie w każdym z tych sposobów , jednak wczoraj humor poprawił mi mój obiadek :) Nie miałam pomysłu co by tu sobie przygotować. A zależało mi na tym żeby było to jednocześnie i smaczne i zdrowe... Zajrzałam do lodówki, znalazłam kilka rzeczy na które miałabym ochotę... Myślałam , myślałam i wymyśliłam :)) Zdrowe naleśniki z brokułami i pietruszką :))  Na samą myśl mi się buzia uśmiecha. Nawet M. , który nie lubi zieleniny wczoraj kiedy jedliśmy obiad był bardzo zaintrygowany moim daniem :) O dziwo kusiło go nawet żeby spróbować i chociaż powiedział z przekora że to "zielenina dla bab" to widziałam że kiedy spróbował kawałek to nie do końca było takie niedobre :) Ale cóż, męska duma nie pozwala się przyznać do tego że zielenina może smakować prawdziwemu mężczyźnie :) I tak więc Prawdziwy Mężczyzna zjadł lasange z mięchem a ja moje pyszne naleśniczki :) Niebo w gębie.  Jeśli ktoś byłby chętny na takie zdrowe jedzonko to przepis wrzuciłam do zakładki "Zdrowe przepisy" , a tu droga na skróty ---> KLIK



wtorek, 17 września 2013

Sprzedam :)

Dziś post nietypowy, właściwie post w formie ogłoszenia. Chciałabym ogłosić wszem i wobec korzystając z dobrodziejstwa jakie daje nam dzisiejsza technologia - czyli mam na myśli bloga ;) , że mam do sprzedania książki które możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej. Wszystkie są nowe, nigdy nie czytane. Chciałabym je komuś chętnemu odsprzedać :) Teraz zbliża się taka pora roku gdzie wieczory się wydłużają i wtedy przyjemnie jest usiąść z książką w dłoni i gorącą herbatą pod cieplutkim kocykiem w wygodnym fotelu  i oddać się lekturze. 
Gdyby ktoś był zainteresowany to poproszę o wiadomość pod tym postem zostawiając na siebie "namiary" albo mailowo  wiolka.k@gmail.com


 


 

poniedziałek, 16 września 2013

Walka o przetrwanie...

Źródło: internet
Rozpoczął się ostatni tydzień mojego L4. Nawet nie wiem kiedy ten czas mi upłynął, 4 tygodnie minęły jak z bata strzelił. Fakt że zregenerowałam siły i ten czas był mi na prawdę potrzebny. Czuję się lepiej fizycznie a co ważne psychicznie też mimo że zdarza mi się jeszcze popłakać sobie i to nie tylko w samotności. Niestety tak długi czas na zwolnieniu ma jeden bardzo duży minus - moja pensja choć i tak niewielka w tym miesiącu wpadła na konto zupełnie tak jakby jej nie było. A najgorsze jest to ze w przyszłym miesiącu moja pensja też będzie taka okrojona :( No i martwię się bo zapłaciłam rachunki, kupiłam potrzebne lekarstwa i zostało kilkaset złotych :( Mój M. niby tez zarabia ale rozwalił samochód i większość kasy poszła na naprawę i ratę kredytu :(( Trzeba w tym miesiącu i w następnym mocno pasa zacisnąć żeby jakoś do 10-go przetrwać. I uwierzcie mi że to będzie prawdziwa walka. Odwołałam już swojego dentystę - czyli zaoszczędziłam tym jakieś 200zł, ale co z tego jak nie mam kurtki na jesień i butów? :( M. też potrzebuje się w coś ubrać - nie wiem jak to będzie. Pożyczać nie ma sensu bo trzeba z czegoś oddać a jak nie ma z czego to jak oddać? Zastanawiałam się nad jakąś dodatkową pracą, może jakieś "robótki ręczne " albo co... Może podpowiecie coś w tym temacie??     

środa, 11 września 2013

Nieziemsko czekoladowe brownie :)

Wczoraj postanowiłam zrobić coś miłego dla mojego M. I tak całymi dniami siedzę w domu więc postanowiłam urozmaicić sobie monotonię dnia codziennego i zabrać się za pieczenie. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz piekłam ciasto więc pora odświeżyć sobie co nieco. :) W ręce wpadła mi dawno temu kupiona  książka z przepisami na pyszne czekoladowe desery, a że M. to czekoladowy potwór postanowiłam poeksperymentować i zrobić coś czego jeszcze nie robiłam ale koniecznie z czekolady :) Wybór był trudny bo na każdej stronie coś kusiło, tyle tych pyszności i takie piękne zdjęcia że ślinka cieknie po brodzie... (Doszłam do wniosku że książki kucharskie to najlepsze książki bo w moim przypadku powodują wydzielanie endorfin :))) Po dłuuuuższej chwili zdecydowałam się na "Nieziemsko czekoladowe brownie" :) Przygotowałam wszystko i zabrałam się do dzieła. Zapach czekolady unosił się w całym mieszkaniu i dopiero wtedy endorfiny zaczęły się wydzielać... :) Ale muszę się pochwalić że nawet palca nie oblizałam - przecież trzymam dietę :) Zapach był wystarczający. 
Po godzinie w piecu stwierdziłam że udało się :) Sukces :) Pięknie wyglądające i jeszcze piękniej pachnące ciacho :)))      

A dziś już połowy nie ma... Chyba mamy myszy w domu ;)
 

poniedziałek, 9 września 2013

Pękające pięty - HELP!

Źródło: internet
Od jakiegoś czasu mam problem z piętą. Zauważyłam że w jednym miejscu pojawiła się na niej bruzda, lekkie wgłębienie , tak jakby była przerysowana w jednym miejscu i wydaje mi się że jest to pęknięcie. Nie mogę sobie z tym poradzić stosując tylko kremy nawilżające i potrzebuję skutecznego sposobu na pękające pięty. Oczywiście wujek Google poszedł na pierwszy ogień i poleca moczenie w naparze z siemienia lnianego, nacieranie witaminą A, nawilżanie, kremowanie itp itd... Ale czy te sposoby są na prawdę skuteczne? Czy możecie coś podpowiedzieć w tej kwestii? Może to brak jakiś witamin i powinnam zażywać jakieś suplementy?  A może to wcale nie jest pęknięcie tylko coś innego? ...
 

niedziela, 8 września 2013

Wir zakupów...

Ostatnimi czasy mogłam jeszcze więcej czasu poświęcić poznawaniu internetowych czeluści i wpadłam w wir internetowych zakupów. Na pierwszy ogień poszło Allegro i w moje ręce wpadły trzy bluzeczki :





A potem internetowy dyskont książkowy AROS, który uwielbiam bo ceny mają na prawdę konkurencyjne i posiadają wiele książek które ciężko znaleźć w powszechnie znanych księgarniach. I tak wczoraj wieczorem zamówiłam książki, które od jakiegoś czasu za mną chodziły, a mianowicie:



Źródło: www.aros.pl
Żeby tego wszystkiego było mało zamówiłam sobie tez bransoletkę, ale nią pochwalę się jak dostanę paczkę. Mam tylko nadzieję że będzie tak samo dobrze wyglądała w rzeczywistości jak na zdjęciach. 
Czy to zakupowe szaleństwo to mój sposób na całe zło tego świata?? 

sobota, 7 września 2013

Odkrycie... i wątpliwości...

Źródło: internet
Dziś jest piękna słoneczna sobota i wiecie co... ? Ucieszyło mnie to że rano leżąc w łóżku słońce świeci mi prosto w oczy...  I mimo że okno w mojej sypialnie znacznie odbiega od tego ze zdjęcia to akurat dziś rano dla mnie było ono właśnie takie... Ucieszył mnie poranek, taki zwykły, ale leżąc  pomyślałam sobie, że piękny dzień dziś przed nami... Czyżby powoli nadchodziły lepsze czasy? Czy nie za szybko? Czy żałoba po takiej tragedii nie powinna trwać dłużej? I znów kotłują się w mojej głowie myśli, wątpliwości, czy dobrze, czy źle... Ech... Chyba oszaleje... Za dużo tych "ALE". Mam taką tendencję do rozdrabniania się na czynniki pierwsze, do analizowania wszystkiego nawet tego co analizy nie wymaga i stąd biorą się zawsze mega wątpliwości. Ten typ tak ma. Ale i tak mimo to postaram się dziś cieszyć tym pięknym dniem. Może zafundujemy sobie z M. jakiś spacerek... Byłoby cudownie :)   
 

czwartek, 5 września 2013

Po wizycie...

Po prawie 17 dniach od zabiegu przyszedł czas na wizytę kontrolna u mojej pani ginekolog. Poszliśmy razem z M. żeby mniej więcej omówić plan działania co i jak w najbliższych miesiącach należy zrobić aby jak najlepiej przygotować się do płodzenia. Wszystko goi się tak jak powinno, blizny ładnie już wyglądają, w środku podobno też nie najgorzej poza dość dużym endometrium, które mam nadzieję fantastycznie złuszczy się podczas najbliższej miesiączki. Jeśli nie - czeka mnie łyżeczkowanie - ale mam nadzieję że nie będzie konieczne. Poza tym jak   na razie wykonywanie specjalistycznych badań większego sensu nie ma bo muszę najpierw porządnie wykurować się po operacji więc na początek dostałam lekarstwa do łykania,czopki (o zgrozo!!!), zalecenie spokoju, odpoczynku, skierowanie na podstawowe badania z krwi i BetaHCG kontrolnie (już zrobione, wyniki będą jutro). Najprawdopodobniej będę na zwolnieniu lekarskim jeszcze przez tydzień lub dwa co mnie cieszy niezmiernie i wcale ale to wcale nie przejmuję się tym że w pracy robota na mnie czeka - jak to mówi moja koleżanka "praca nie penis - postoi dłużej". Tak więc zgodnie z zaleceniami leżę, relaksuję się, czytam książki, surfuję po necie, ale też zaczynam wprowadzać także inne aktywności do swojego grafiku. Dziś na przykład urządziłam "godzinę z żelazkiem" i uprasowałam zalegającą kupę prasowania sprzed tygodnia. Co prawda zajechałam się totalnie a jeszcze w oparach wody z żelazka pot płynął mi po plecach. Kondycja jednak słabiutka, oj słabiutka. Czas więc na odpoczynek i pół godzinki z książką a potem poszukam fajnych rzeczy w necie - to ostatnio moje hobby. Na przykład znalazłam fajny pomysł na oryginalną tablicę korkową. Zastanawiam się czy nie zrobić sobie takiej. Od jakiegoś czasu zbieraliśmy z M. korki po winie więc trochę ich jest a pomysł na prawdę mi się podoba, no i w końcu zajęłabym się czymś co mnie tak nie zmęczy jak prasowanie.  
Źródło: internet

5 wzruszających minut...

Źródło:  internet
Trafiłam na ten filmik zupełnie przypadkiem ale nie byłam w stanie go wyłączyć w trakcie... Obejrzałam do końca, poryczałam się ze wzruszenia a teraz chciałabym się z Wami nim podzielić - KLIK.


wtorek, 3 września 2013

Stresowy poranek

Źródło internet
Na dzisiejszy dzień czekałam z wielkimi nerwami. Dziś miałam odebrać wynik histopatologiczny ze szpitala. Pojechałam taxówką bo bałam się autobusem sama jechać - jakaś blokada psychiczna :( Weszłam na oddział z mocno bijącym sercem, drżącą ręką zapukałam do sekretariatu. Powiedziałam o co chodzi, podpisałam odbiór i wyszłam z białą kartką. Pomyślałam sobie że jak wrócę do domu to dopiero odczytam wynik, ale nie mogłam wytrzymać. Przystanęłam na korytarzu i popatrzyłam na kartkę - przebiegłam wzrokiem od razu do miejsca w którym było napisane : WYNIK BADANIA , i.... I jajo! Wszystko po łacinie. A że ja łacinę znam tak dobrze jak chiński nic nie zrozumiałam z tego mądrego zdania. Pomyślałam że w domu przetłumaczę sobie wszystko w internecie i będę wiedzieć o co chodzi. Od niechcenia przeczytałam resztę danych znajdujących się na kartce i jakie było moje zdziwienie kiedy przeczytałam że wg badania byłam w 7 tygodniu ciąży! Lekarze w szpitalu mówili 4-5 TC a tu 7! Mój Boże, moje maleństwo miało prawie 2 miesiące :(( Od razu łzy napłynęły mi do oczu, nie mogłam się powstrzymać od płaczu. 7 tygodni... że ja nic nie zauważyłam... :( Może gdybym wiedziała wcześniej to dałoby się jakoś uratować naszą kruszynkę? Mam mętlik w głowie. Zadzwoniłam do M. i powiedziałam mu o tym. Zdziwił się tak samo jak i ja, ale jego podejście do tematu jest inne, bo powiedział że fakt, 7 tydzień to już dużo i dzięki bogu że mi się nic nie stało bo mogło być dużo gorzej, że tyle się słyszy o tym że kobiety dostają nagle krwotoku nie mówiąc o innych powikłaniach. Ech...kochany M., myśli i troszczy się o mnie, ale ja nie umiem jeszcze tak o tym myśleć, może gdybym wiedziała, gdybym zrobiła wcześniej te badania byłoby jakoś inaczej... Może... gdyby... 
      
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...