Obserwatorzy

piątek, 30 sierpnia 2013

Rekonwalescencji c.d.

Źródło internet
Dziś jest 11-ty dzień po operacji. Fizycznie czuję się lepiej i błogosławieństwem jest to że wreszcie mogę w nocy spać na boku. Nie doceniałam tego wcześniej że spanie na boku może być tak przyjemne. Moje plecy są mi za to z pewnością wdzięczne. Rana goi się dobrze i chociaż od poniedziałku nie mam już opatrunków to nie mam odwagi aby na nią patrzeć. Codziennie wieczorem myje ją mój kochany Mąż, ja jeszcze nie chcę na  nią patrzeć. Boję się - chociaż w zasadzie nie wiem czego bo to przecież tylko rana. Wydaje mi się że już zawsze tak będzie, zawsze będzie przypominała mi o tym że straciliśmy nasze upragnione dziecko. Do końca życia będę musiała na nią patrzeć, do końca życia będę czuła ją pod palcami i za każdym razem będą przypominały mi się te okropne wydarzenia :( Mam nadzieję że z czasem nie będzie to aż tak bolało. 
Poza tym że rozmyślam w ciągu dnia nie robię za wiele. Mężulek nie pozwala mi prawie na nic żebym się nie przemęczyła albo żeby mi się coś nie stało. Tak więc jedynymi moimi aktywnościami w ciągu dnia są jedzenie, siedzenie, leżenie, czytanie, surfowanie po necie, spacery po domu w celu rozruszania kości no i oczywiście do toalety. Wieczorami dochodzi wspólne oglądanie filmu. Czasami uda mi się niepostrzeżenie umyć naczynia w kuchni ale jak M. się zorientuje to zaraz mnie goni i tyle z moich podchodów. Poza tym jeszcze codziennie dzwoni do mnie Mama, na początku robiła to nawet kilka razy dziennie ale na szczęście teraz jest to tylko jeden kontrolny telefon. Czasami nie mam ochoty odbierać i powtarzać jej tego samego co poprzednim razem ale nie mam serca. Wiem że się martwi a uczucie to na pewno potęguje odległość jaka nas dzieli więc liczę do trzech, uśmiecham się do siebie i odbieram  pogodnym głosem mówiąc "Cześć Mamuś". Wypyta o wszystko, coś tam opowie co jej się przytrafiło od ostatniej rozmowy i tyle. Uff...
Wczoraj weszłam na wagę, chciałam sprawdzić czy coś się zmieniło po tych wszystkich "atrakcjach" i co się okazało? Schudłam 5 kilogramów od operacji. Cieszę się z tego bo to bardzo dobry początek. Za tydzień kolejny pomiar i zobaczymy co będzie dalej, nie spodziewam się drugiego 5 kg mniej , ale 2-3 byłoby miło. 
   

wtorek, 27 sierpnia 2013

Czy czas leczy rany?

Źródło: internet
Minął tydzień od operacji. Wczoraj byliśmy z M. w szpitalu na kontrolnej wizycie i usunięciu szwów. Bałam się tego bo wydawało mi się że jak wejdę na korytarz oddziału ginekologicznego to od razu zaleję się łzami i przypomni mi się ta cała tragedia, która się tam rozegrała. Ale nie, dałam radę. Nie poleciała żadna łezka. Nie musieliśmy długo czekać, wszystko przebiegło sprawnie. Po zdjęciu  szwów i odklejeniu opatrunków ogarnął mnie dziwny niepokój, że za chwilę bez tych wszystkich "wzmocnień" mój brzuch rozdzieli się w miejscu cięcia na pół. Nadzwyczaj ostrożnie wychodziłam ze szpitala kontrolując każdy krok i pilnując żeby przypadkiem brzuch się nie zatrząsł za bardzo bo wtedy na pewno stanie się nieszczęście. Nie wiem skąd takie myślenie. Oczywiście nic takiego się nie stało ale taka myśl krążyła mi w głowie jeszcze długo po przyjściu do domu. Niestety po południu poczułam wyraźnie zmianę nastroju, ogarnął mnie wielki smutek i nagle zaczęłam płakać. Płakałam chyba z godzinę, M. nie mógł mnie uspokoić. Wszystkie emocje znów dały o sobie znać i znalazły swoje ujście w moich łzach. Tak bardzo mnie to zmęczyło że nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się po prawie trzech godzinach z ogromnym bólem głowy. Czułam się jakby mnie potrącił tramwaj. Wydawało mi się, że mimo tragedii jaka nas spotkała dobrze radzę sobie z tą sytuacją, ale po wczorajszym załamaniu już nie jestem tego taka pewna. 
Zaskoczyła mnie bardzo wielkość cięcia jakie mi zrobiono podczas operacji. Jeszcze przed wyjściem ze szpitala pytałam lekarza który mnie operował czy rana jest duża i on w odpowiedzi na to pokazał mi w powietrzu palcami jakieś 15 cm. Pomyślałam, że nawet nie tak źle. Ale w domu, kiedy M. wieczorem przemywał mi rany okazało się że jestem rozcięta dużo bardziej niż mówił lekarz - przynajmniej 30 cm. Ja nie widziałam swoich ran i nie mam odwagi żeby na nie patrzeć. Jeszcze nie jestem gotowa. Po prostu mnie to przerasta. Wystarczy mi że czuję ból, patrzenie na to to na razie dla mnie za dużo. Mój najukochańszy na świecie Mąż bardzo mi pomaga, bardzo wspiera mimo że przecież i on w tej sytuacji potrzebuje wsparcia. Zajmuje się domem, gotuje, sprząta , pierze ... Jest po prostu niezastąpiony. Dziękuję Bogu że pozwolił mi spotkać na swojej drodze takiego wspaniałego mężczyznę. Czasami przechodzi mi przez głowę taka myśl czy on nie żałuje że ma taką żonę jak ja, przez którą spotyka go tyle cierpień. Może z inną kobietą już dawno miałby dzieci i był szczęśliwy?? 
Jest takie powiedzenie że czas leczy rany - te fizyczne leczy, oczywiście ale te które są gdzieś głęboko w sercu i duszy będą bolały jeszcze bardzo , bardzo długo...  

  

piątek, 23 sierpnia 2013

19-ty sierpnia - najsmutniejszy dzień w moim życiu...

Myślałam że nas to nie spotka, nawet nigdy przez myśl mi nie przeszło że może nam się przytrafić coś takiego... Brałam pod uwagę różne scenariusze ale takiego jak ostatnio przeżyliśmy nie przewidziałam. Poniedziałek 19-go sierpnia wrył się w mojej głowie jako najgorszy dzień mojego życia. 
Żródło: internet
Kilka dni wcześniej miałam wizytę u swojej ginekolog, przygotowywałyśmy się do zaplanowanej histeroskopii. Zleciła mi kilka badań z krwi ale zaniepokoiły ją moje dziwne brudzenie i spóźniająca się miesiączka i dla pewności kazała zrobić jeszcze Beta HCG aby ewentualnie potwierdzić/wykluczyć ciążę. Ja oczywiście spodziewałam się wyniku negatywnego bo przecież żadnych objawów wskazujących na ciążę tak na prawdę nie miałam bo miesiączki mam nieregularne więc nie spodziewałam się niczego pozytywnego po tych badaniach. Jak ogromne było moje zdziwienie kiedy odebrałam w poniedziałek wyniki. Sprawdzałam trzy razy i nie chciało być inaczej - Beta HCG 4125mlU/ml !!! Ręce mi się trzęsły i na nic nie czekając zadzwoniłam do swojej ginekolog. Powiedziałam jej o tym co widzę na kartce z wynikami badań , ona tylko zapytała czy plamienie ustało - a kiedy powiedziałam że nie, że wręcz nasiliło się to wyczułam w jej głosie niepokój i kazała mi jak najszybciej przyjechać do siebie do szpitala. Serce mi zamarło, jechałam prawie na oślep bo nie mogłam się skupić na niczym innym, ciągle kołatały mi się w głowie myśli że ja chyba jestem w ciąży, a z drugiej strony logicznie myśląc wydawało mi się to niemożliwe. Biłam się z myślami. Prawie biegiem udałam się na oddział ginekologii, od razu poszłyśmy z lekarką na USG i wtedy już nie było żadnych wątpliwości. Diagnoza była jednoznaczna, potwierdzona przez drugiego lekarza. To co usłyszałam zabrzmiało jak wyrok - CIĄŻA POZAMACICZNA. Świat mi się zawalił, nagle zatrzymało się myślenie w mojej głowie, prawie przestałam oddychać, tempo patrzyłam się w sufit i nie umiałam ruszyć żadną z kończyn... Nie było wątpliwości. Zadzwoniłam do M., nie umiałam mu tego powiedzieć przez telefon, szlochając do słuchawki poprosiłam aby przyjechał do szpitala. Kiedy go zobaczyłam na korytarzu zalałam się łzami, popatrzył na mnie i zapytał co się stało - kiedy powiedziałam widziałam że i w jego oczach zbierają się łzy. Przytulił mnie mocno i nic nie powiedział, słowa nie były potrzebne , no bo co w takiej sytuacji powiedzieć?  Tego samego dnia  wieczorem trafiłam na stół operacyjny. Zabieg trwał trzy godziny - były jakieś komplikacje. Dziś mija czwarty dzień od zabiegu i dopiero dzisiaj zaczynam tak na prawdę rozumieć to co działo się przez ostatnie dni... Boli mnie pocięte ciało ale jeszcze bardziej boli mnie dusza... Nasze upragnione , wyczekiwane maleństwo było już tak blisko nas... było we mnie... A ja wiedziałam o tym kilka godzin, nawet nie było mi dane nacieszyć się tym, że rozwija się we mnie życie... Nie pytam dlaczego... nie pytam czemu właśnie my... wiem że i tak nie znajdę odpowiedzi na te pytania... Jest mi cholernie źle z tym i mimo że staram się nie pokazywać po sobie jak bardzo mnie to męczy to kiedy będąc sam na sam popatrzymy sobie z M. w oczy łzy mi same spływają po policzkach. Życie jest cholernie niesprawiedliwe i nikt nie powiedział że będzie lekko , ale że będzie aż tak ciężko - tego się nie spodziewałam.          

czwartek, 15 sierpnia 2013

Pięknie jest...

Dziś święto, dzień wolny od pracy, można trochę zwolnić tempo i odetchnąć... My z M. dziś właśnie postanowiliśmy zostawić wszystko i wykorzystując piękną pogodę łaziliśmy cały dzień. Spacer brzegiem Wisły, Zoo, pyszne lody , przypadkowe spotkanie ze znajomym... I choć nogi bolą to czujemy się fantastycznie wypoczęci :)) Takie relaksujące dni powinny zdarzać się przynajmniej raz w tygodniu.Dobrze że jeszcze tylko jutro i weekend :) Tak powinno być zawsze, dzień wolnego i dzień pracy :) Myślę, że wtedy byłoby dużo przyjemniej :)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...