Obserwatorzy

wtorek, 26 lutego 2013

Metamorfoza

źródło: internet
Wizyta u fryzjera to jest coś magicznego. Nie wiem dlaczego ale działa lepiej niż wizyta u psychoterapeuty. Nie dość że można się wygadać to jeszcze wychodzi się odmienionym nie tylko duchowo ale i fizycznie. Coś wspaniałego :) Dziś mogłam zaznać tej cielesno - duchowej przyjemności. Wybrałam się z koleżanką do salonu fryzjerskiego bo, po pierwsze mam czas dla siebie i chcę go dobrze wykorzystać a po drugie od dłuższego czasu dość intensywnie myślałam o zmianie fryzury. Na co dzień związywałam włosy albo spinałam je z tyłu głowy na gładko. Przez to stały się łamliwe, osłabione i beznadziejne. Postanowiłam zrobić ten odważny krok i obciąć włosy. Początkowo chciałam aby fryzura była na tyle krótka żeby nie dało się jej w żaden sposób związać , ale ostatecznie z zachowaniem pewnej rezerwy długość jest taka że na upartego można włosy w razie potrzeby spiąć. Będę starała się nie korzystać z tego wyjścia awaryjnego, ale wiadomo że różnie bywa. Ogólnie rzecz biorąc z fryzury jestem zadowolona, bardzo dobrze się w niej czuję i na pewno wrócę jeszcze nie raz do tego salonu fryzjerskiego, bo ta pani fryzjerka wie co robić z nożyczkami. Jeśli ktoś chciałby także skorzystać z usług tego salonu to chętnie podam namiary na maila. No i co ważne, cena jak na Kraków super. Polecam :)

poniedziałek, 25 lutego 2013

Przegląd prasy

M. szczęśliwie dojechał do Niemiec, kamień spadł mi z serca :) Tęsknie za Nim, bardzo. Miałam dziś w pracy dużo różnych spraw do załatwienia, było trochę nerwowo ale udało się ze wszystkim zdążyć na czas. Dotarłam wreszcie do domu i  korzystając z "wolnej chaty" robię coś dla siebie. Wskoczyłam w swój ulubiony dresik, zrobiłam pyszną zieloną herbatę z malinami, ukroiłam dwa kawałki mojego ukochanego drożdżowego ciacha i wskakuję na kanapę żeby oddać się przyjemności czytania :)) Potem szybki prysznic i ciąg dalszy w ciepłym łóżku :) Mmmm... bosko  :)

niedziela, 24 lutego 2013

Wszystko ma swoje pozytywne strony

źródło: internet
Dziś na dzień dobry było pożegnanie. M. znów wyruszył na tygodniowe szkolenie - tym razem do Niemiec. Mam nadzieję że bezpiecznie dotrze na miejsce. To już czwarty jego taki wyjazd i już zdążyłam się przez ten czas nauczyć że zamartwianie się o niego i myślenie co i jak nie ma najmniejszego sensu. Naturalnym jest że martwimy się o najbliższych ale pozytywne myślenie przyciąga do nas pozytywne emocje więc staram się myśleć o tym wyjeździe jako o czymś pozytywnym zarówno dla Niego jak i dla mnie. Dla M. pozytywy wypływają przede wszystkim z tego że zobaczy nowe miejsca, pozna nowych ludzi i nauczy się nowych przydatnych mu rzeczy. A dla mnie? Hmm... Kiedy pierwszy raz M. wyjeżdżał na szkolenie byłam bardzo przerażona, bałam się panicznie o  niego, tym bardziej że to było nasze pierwsze rozstanie na tak długo. Pamiętam że nie mogłam sobie miejsca w domu znaleźć, wreszcie usiadłam do komputera i napisałam o swoich uczuciach na moim blogu. Dzięki Wam i waszym komentarzom dużo lepiej zniosłam tą rozłąkę. Pisałyście między innymi o tym żebym jak najlepiej wykorzystała ten czas dla siebie, zrobiła coś na co zazwyczaj nie mam czasu, czego nie robię kiedy M. jest w domu itp. I tak mam zamiar teraz też zrobić. Kiedyś miałabym z tego powodu wyrzuty sumienia, umartwiałabym się i myślała że skoro on jest tam gdzieś to ja nie powinnam jakby "za jego plecami" szaleć i fundować sobie extra rozrywek. Ale to nie tak. Nie o to w tym chodzi. Teraz już to wiem, ale na początku było mi z tym ciężko. Mam pewien plan na te kilka dni i żeby nie tracić czasu zaczynam już od dziś. Jestem umówiona z koleżanką na ploty i wspólne gotowanie. Menu na dziś to kremowa zupa z ciecierzycy z tortellini, kurczak w warzywach z kaszą gryczaną i sałatką a na deser moja ulubiona drożdżówka z dżemem malinowym. Już się doczekać nie mogę i ślinka mi cieknie.
Jutro planuję popołudniowe nadrabianie zaległości w czytaniu wszystkiego co zalega mi na polce a we wtorek wizyta u fryzjera. Planuję jakieś zmiany w swoim wyglądzie ale nie wiem jeszcze na co się zdecyduję. Na resztę tygodnia sprecyzowanych planów jeszcze nie mam ale na pewno zajmę się swoimi paznokciami. :)
Tak więc podsumowując to wszystko, nie ma sensu się zadręczać, trzeba korzystać z życia, cieszyć się nim i dawać uśmiech innym bo wtedy i oni będą szczęśliwsi. (Aż sama się sobie dziwię że to piszę , bo przecież niedawno byłam w takim wielkim dołku. Ech... moje życie to jedna wielka sinusoida.)


poniedziałek, 18 lutego 2013

Niemoc...

Źródło: internet
Czas leci nieubłaganie a ja z wywieszonym jęzorem ciągle w biegu na nic nie mam czasu. No może nie do końca, bo mam czas na to co niezbędne i konieczne do zrobienia. Marzy mi się czas dla siebie, żeby poleniuchować i oderwać się od problemów i rzeczywistości.Marzy mi się czas beztroski, bez ciągłego myślenia o tym co trzeba a czego nie wolno albo  nie wypada... Czasami chciałabym wrócić do czasów beztroskiego dzieciństwa ale mogę to zrobić jedynie w myślach. Często jestem tak zmęczona że po całym dniu gonitwy za wszystkim i niczym nie mam ochoty nawet wejść pod prysznic tylko najchętniej padłabym tak jak stoję na łóżko i zasnęła. Mam zaległości w... wielu dziedzinach mojego życia prywatnego i towarzyskiego ale nawet nie mam siły żeby je teraz nadrobić. Szczerze mówiąc nic mi się nie chce. :( Baterie się wyczerpały, trzeba je naładować albo wymienić na nowe... Ale kiedy?



niedziela, 10 lutego 2013

Niedziela pachnąca drożdżami...

Trochę ochłonęłam po ostatnich przeżyciach, dużo myślałam, próbowałam sobie to wszystko jakoś poukładać. Nie wyszło do końca tak jak bym chciała , ale dzięki M. czuję się pewniej i wiem że bez względu na wszystko będzie mnie wspierał. Udowodnił to nie raz , a dla mnie to najpiękniejszy wyraz jego miłości do mnie. Żeby nie myśleć o problemach najlepiej wpaść w wir pracy. Ja w taki wir się rzuciłam, i niestety na dobre mi nie wyszło bo czułam się zmęczona i to zmęczenie jeszcze bardziej potęgowało uczucie przygnębienia...  Nie znam jeszcze złotego środka na smutki i troski, ale wiem że odrobinę lepiej jest kiedy tworzę coś w kuchni. A dziś postanowiłam, aby niedzielne przedpołudnie zapachniało w naszym domu drożdżami. Ciasto drożdżowe z kruszonką nieco poprawia humor a podczas jego przygotowania można odpłynąć myślami w jakieś przyjemniejsze zakątki naszych codziennych spraw. Tak sobie myślę, że w cieście drożdżowym jest coś magicznego... Nie wiem jeszcze co, ale to coś sprawia że czuję się dużo lepiej. A gdyby ktoś był zainteresowany mega prostym przepisem na ciasto drożdżowe, które za każdym razem udaje się i przepięknie wyrasta to oto on. Znalazłam go na stronie Ewy Wachowicz i nie zamienię go na żaden inny. 

DROŻDŻÓWKA SYPANA

Ciasto:

100 g drożdży
4 szklanki mąki
1 szklanka cukru
1 cukier waniliowy
1 szklanka oleju
4 jajka
3/4 szklanki mleka
szczypta coli


 Kruszonka:

1/2 kostki masła
1 szklanka mąki
1/2 szklanki cukru

owoce, np. śliwki

Kruszonka: Masło siekamy z mąką i cukrem, wyrabiamy. Wkładamy do lodówki aby się schłodziło.

Ciasto: Do miski wkruszamy drożdże, na drożdże sypiemy cukier , cukier waniliowy. Następnie kolejno jajka, olej, mleko (ja mleko podgrzewam żeby było ciepłe, wtedy wszystko szybciej się łączy),mąkę i sól. Przykrywamy ściereczką, odstawiamy na 3 godziny.
Po tym czasie wszystko jeszcze mieszamy aby składniki w misce dobrze się połączyły i wykładamy do blaszki wysmarowanej masłem, na to układamy owoce ( ja robię bez owoców), posypujemy kruszonką.

Pieczemy około godziny w 180 stopniach.
 
Smacznego :)





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...