Obserwatorzy

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Przynajmniej gotować mogę... :)

Tak siedzę sobie... no i tak myślę... popijam herbatkę z cytryną i miodem.... patrzę przez okno i co widzę? Piękna pogodę, ludzi w letnich strojach (niektórych prawie gołych ;)) a ja co? W domku, z herbatką i stertą leków, w których działanie przestaje wierzyć :( No i tak siedzę, patrzę i widzę że przydałoby się porządne sprzątanie, że wypadałoby porządek w szafach zrobić, że okna nieumyte , że i to  i tamto... Ale kurcze, jak tylko się za coś wezmę to pot zimny mnie oblewa, ręce się trzęsą i wszystko leci na ziemie. Więc żeby nie trzeba było kupować nowych sprzętów do domu to odpuściłam sobie te wszystkie zajęcia sprzątające. M. obiecał mnie w nich wyręczyć ;)  Ale że bezczynność dobija mnie na każdym kroku, internet już się znudził a książki wszystkie przeczytane to postanowiłam że przynajmniej ugotuje dziś obiad. M. maluje ławkę na balkonie, wiesza moje skrzynki z kwiatami w nowych uchwytach więc i ja nie będę bezproduktywnie siedzieć. Nie myślałam długo nad obiadem bo M. podsunął mi pomysł. Dziś szef kuchni poleca zupkę pomidorowa z zacierką i królika z pieczonymi ziemniakami.Obydwa dania są jednymi z ulubionych przez mojego męża :) A i ja króliczkiem nie pogardzę :) Uwierzcie mi, jest pyszny :) A i sposób przygotowania nie jest bardzo trudny, powiedziałabym że banalny. 
Bo najpierw marynuję go na godzinkę przed pieczeniem w marynacie z oliwy, przypraw i ziół...
 ...następnie trzeba ułożyć w naczyniu żaroodpornym i przykryć paseczkami słoniny bo jak powszechnie wiadomo królicze mięso jest suche i podczas pieczenie dodatkowo traci wilgoć , więc słoninka jest potrzebna żeby nie wyschło na wiór. Tak przygotowane wkładamy na około 40 minut do pieca na 200 stopni.
 A w międzyczasie przygotowujemy resztę składników potrzebnych do tego dania. Rozgniatamy kilka ząbków czosnku, kroimy w ósemki 2 cebule i 5-6 młodych ziemniaków w półksiężyce. Co ważne , żadnego z tych warzyw nie obieramy ze skórki, cebule i czosnek też zostawiamy w łupinach. 
 Po 40 minutkach dodajemy warzywa do naczynia żaroodpornego z mięsem, posypujemy ziołami (ja używam mieszanki ziół do zapiekanki ziemniaczanej)...
 ... i znów do pieca na 200 stopni tym razem na około godzinkę :))
Proste i smaczne :)) Polecam każdemu takie "jednogarnkowe" danie :) Efektów końcowych niestety nie mogę jeszcze pokazać bo mój królik jeszcze się piecze ale jak tylko dojdzie i jeżeli zdążę dobiec z aparatem do pieca przez moim M. który pochłania to danie prawie od razu i prawie w całości to pokażę efekt końcowy :) 

...
dwie godziny później ...


TADAMMMM!! 
:) tak jak obiecałam - gotowe danie :) 




 Smacznego :))

sobota, 28 kwietnia 2012

Weekendowa zabawa :)

Zostałam zaproszona przez PRZĄDKĘ do udziału w zabawie :) Zabawa typowo kobieca, ponieważ dotyczy czegoś co większość z nas - przedstawicielek płci pięknej - lubi, kocha a czasami wręcz uwielbia.  Zasady zabawy są następujące: 
-  napisać , kto zaprosił mnie do zabawy (z adresem lub linkiem bloga osoby zapraszającej),
- wymienić 5 kosmetyków, bez których nie wychodzimy z domu (podaj nazwy, producentów, możesz też zamieścić zdjęcia)
- zaprosić pięć kolejnych blogowiczek do zabawy.
A więc, punkt pierwszy zaliczony, gdyż sprawczyni tego zamieszania została wymieniona na początku posta - Prządka :))
No i teraz przechodzimy do sedna sprawy. Nie będzie to dla mnie ciężkie zadanie , gdyż zestaw moich codziennych kosmetyków od kilku lat nie zmienia się.
Zaczynamy:
- żel głęboko oczyszczający do mycia twarzy , obecnie używam VICHY Normaderm
- krem Lirene DERMO PROGRAM  witalizująco-przeciwzmarszczkowy do cery naczynkowej (uniwersalny na dzień i noc) oraz krem aktywnie regenerujący pod oczy Też Lirene DERMO PROGRAM
- Puder prasowany Max Factor CREME PUFF nr 42
- tusz do rzęs MAYBELLINE Volum Express Turbo Boost
- eyeliner we flamastrze - 12H Yves Rocher lub kredka Glimmerstick eye liner AVON (blackest black)
A teraz 5 kolejnych "ofiar" , które chciałabym zaprosić do zabawy. M am nadzieję że przyjmiecie moje zaproszenie :)) 

http://wishcorner.blogspot.com/
http://ejbieverydaylife.blogspot.com/
http://aghapimetka.blogspot.com/
http://blogczekolady.blogspot.com/
http://jatonieja.blogspot.com/

Miłej zabawy i udanego weekendu :)

piątek, 27 kwietnia 2012

Chora, chorsza, najchorsza... :(

Ostatnio jakoś coraz mniej w moim życiu powodów do radości... Pozytywne myślenie też z każdym dniem staje się coraz trudniejsze. Zwykłe przeziębienie przerodziło się w ostre zapalenie krtani z którym nijak nie mogłam sobie poradzić. Wczoraj dopadły mnie już takie dolegliwości że czosnek i witamina C  nie mogły sobie z nimi poradzić. Nie było na co czekać, wizyta u lekarza no i bez antybiotyku się nie obyło.  Mam nadzieję że zadziała i postawi mnie na nogi bo z każdym dniem jestem coraz słabsza... mimo że nie mam gorączki to po spacerze do kuchni po herbatę pocę się jak maratończyk. M. wróci z pracy dopiero po 16-tej więc do tego czasu jestem zdana na siebie. Mama co chwilę pisze do mnie sms'a z pytaniem jak się czuję. Pisze bo ma zakaz dzwonienia do mnie gdyż nie jestem w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. Z mojego gardła wydobywają się jakieś dziwne bulgoty i zgrzyty więc lepiej nie denerwować tym innych bo i tak mnie nikt nie rozumie. Ku mojemu zdziwieniu bardzo poprawił mi humor poranny prysznic. Jeszcze nigdy nie przysporzył mi tyle pozytywnych emocji... No ale jak się po całej nocy nie można oderwać od materaca bo jest się tak spoconym że ciało się do wszystkiego przykleja to każdy by się z prysznica ucieszył :) Muszę się też przyznać do grzechu... Ale tłumaczę go tym że działałam pod wpływem negatywnych emocji spowodowanych chorobą... Wczoraj zjadłam 4 ciastka jeżyki, 3 cukierki Chrupanka krakowska , Knopersa i garść orzechów w czekoladzie... O matko! Dzisiaj wyrzuty sumienia mi żyć nie dają! Co za diabeł mnie podkusił! Ech... I to jeszcze teraz jak leżenie w łóżku uniemożliwia mi jakiekolwiek poruszanie się żeby spalić te wszystkie puste kalorie! No mózg mi chyba wyparował żeby takie głupoty robić! Przecież na diecie jestem KURDE! Zła Wiola, niedobra Wiola... No ale teraz to już  po fakcie! Żałuję i postanawiam poprawę :) 
A wczoraj dostałam coś na poprawę humoru :)) Tydzień temu dopisało mi szczęście i dostałam wyróżnienie w CANDY u   TABU No i wczoraj listonosz przyniósł mi wygraną :)) A oto ona :) 

Film pt. "NA WSCHÓD OD EDENU". Nie miałam okazji nigdy go zobaczyć więc tym bardziej się cieszę że go wygrałam. Bardzo mi umili te chwile spędzone w łóżku :) Organizatorce konkursu bardzo , bardzo dziękuję :)) 
Za oknem piękne słońce, aż chce się wyjść i powdychać to cieple powietrze. Może w niedzielę jak będzie już ze mną trochę lepiej. A dziś drugi dzień, który spędzę pod hasłem " Ja, książki i komputer" :)

czwartek, 26 kwietnia 2012

Zawsze coś...

W związku z naszymi nieskutecznymi staraniami o dzidziusia moja ginekolog zaleciła nam kilka badań do wykonania... Tzn większość z nich musiałam wykonać ja a jedno M.  No i niby wszystko ok ale podczas monitoringu owulacji okazało się że z ta moja owulacją nie do końca jest wszystko OK, ale dostałam leki i byłam pełna nadziei że wszystko będzie dobrze. Wczoraj M. odebrał wyniki swojego badania, musiał zrobić nadanie nasienia. Oboje myśleliśmy że to tylko formalność i badanie wykluczy jakiekolwiek nieprawidłowości, które wynikają z jego strony. A tu niespodzianka i to wcale niezbyt przyjemna... Rozpoznanie -ASTHENOZOOSPERMIA. Nieprawidłowa ruchliwość plemników. WHAT THE FUCK!?! Przez ten wynik zawalił się mój misternie ułożony w głowie plan , że u M. wszystko OK, moją owulację wywołamy za pomocą leków i będzie dzidziuś ... Gówno... Wywołamy owulację i co...? Ech... Plemniki są za "leniwe" żeby dotrzeć na czas do jajeczka i je zapłodnić. M. jest przerażony i zamartwia się od wczoraj bardzo... Przeczytał chyba już wszystko co tylko można na ten temat znaleźć  w internecie, zapisał się nawet do androloga na wizytę. Widzę, że wariuje i nie da sobie nic powiedzieć. Wczoraj próbowałam z nim porozmawiać ( co nie jest teraz proste bo prawie nie mogę mówić) ale on tylko słuchał a jedyne co powiedział to że go to wkurwia ( chodziło o wynik badania). Ja też się martwię, ale mam nadzieję że jest na to jakiś sposób i wszystko będzie dobrze. Boję się że te nerwy wcale nie wpłyną  na M. pozytywnie i zamiast lepiej będzie gorzej... Widzę jak go to gryzie, dręczy, widzę że cały czas o tym myśli. Mój M. jest typem faceta który nie lubi się użalać nad sobą i raczej nie jest wylewny więc tym bardziej będzie mi ciężko z nim rozmawiać. Ale musimy rozmawiać, rozmowa to podstawa. Wczoraj powiedziałam mu że to nie jest koniec świata, że w dzisiejszych czasach to nie musi być przeszkodą nie do pokonania, że są leki, różne sposoby, medycyna z każdym dniem idzie do przodu... Ale to chyba nie dało  żadnego rezultatu. M. chodzi smutny, poważny... Serce mnie boli kiedy widzę go takiego markotnego. 

Źródło : internet
 

środa, 25 kwietnia 2012

Nadrabiam zaległości :)

Jak to mówią nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, tak więc i w mojej chorobie staram się dopatrzeć tych dobrych stron. jest to tym trudniejsze, że za oknem dziś świeci piękne słońce. Co prawda temperatura jak na razie nie rozpieszcza  ale w południe będzie pewnie cudownie  i będę sobie w brodę pluć że siedzę w domu i czas marnuję. Miałam nawet dziś wybrać się z moją koleżanką na spacer no ale nie jestem kamikadze i nie zrobię sob ie tego... No bo przecież mam być zdrowa na najbliższy weekend , tak czynie?? :)) No ale , ale...  Żeby tak znowu bezczynnie nie leżeć i nie przespać całego dnia mam pewien plan. Sprzątać nie mam zamiaru, gotować też nie - zostawię to mojemu M. ale postanowiłam dzisiejszy dzień spędzić w towarzystwie filmów, książek i internetu. Mam nadzieję że moje oczy to wytrzymają i nie oślepnę po całym dniu takiego wysiłku dla nich :)  Mam w kolejce kilka filmów, które już dawno chciałam zobaczyć ale oczywiście nie było okazji, kupka książek się też uzbierała na nocnej szafce więc wypadałoby zacząć czytać a w internecie zawsze coś się znajdzie ciekawego i do przeczytania i do obejrzenia. No i żeby nie byc gołosłownym oto przykład mojej grzebaniny w czeluściach wirtualnej sieci. Co prawda zima już za nami i chyba nikt nie chciałby aby wróciła ale nie mogę się oprzeć żeby nie pokazać Wam jakie propozycje czapek zimowych znalazłam :) Myślę, że w taką czapką można spokojnie zrobić komuś fajny prezent :)) Aż mnie kusi żeby taką mieć :)) Z pewnością wiele osób zwróciłoby na mnie uwagę na ulicy :)


Źródło: internet
Herbatka już zaparzona, lekarstwa zaaplikowane, jeszcze tylko płukanie gardzioła i pod koc na cały dzień no i noc :) 
No i chciałam jeszcze wszystkim podziękować za rady co do sposobów jakie stosujecie aby się pozbyć choróbska. A najbardziej dziękuję Prządce - Kochana, to co napisałaś  to bardzo wyczerpująca porada, no i najważniejsze że stosowane i sprawdzone -  dostosuję  się w 100% :) Dzięki :) 

wtorek, 24 kwietnia 2012

Dopadło mnie...

No i dopadło mnie... Już od kilku dni łaziło za mną , krok w krok no i wreszcie niespodziewanie zaatakowało i dopadło. Głowa boli, z nosa się leje, oczy spuchnięte, w gardle mam chyba całe pole kaktusów bo drapie niemiłosiernie no i przełykanie to nie lada wyczyn bo wszystko boli jakby to była tortura specjalnie wymierzona we mnie... Jednym słowem naleśnik ze mnie i tyle. Wczoraj chciałam się zarejestrować do lekarza to powiedziano mi że najwcześniej w czwartek jest wolny termin... żarty jakieś kurcze. Poszłam dziś z samego rana i zażądałam przyjęcia bo do czwartku to mogłabym nie dożyć... okazało się że bez problemu , więc usiadłam wkurzona pod drzwiami gabinetu i czekałam na swoją kolej. O służbie zdrowia wypowiadać się nie chcę bo nie mam ochoty się nakręcać... W każdym razie obyło się bez antybiotyku , dostałam coś tam na wzmocnienie, jakieś kropelki na gardło, zalecenie żeby nie mówić za dużo bez potrzeby i czekać na cud. No więc na razie czekam... Zobaczymy czy to czekanie przyniesie zamierzone efekty bo w najbliższy weekend mieliśmy jechać do Wrocławia... Oby nie trzeba było zmieniać planów...


piątek, 20 kwietnia 2012

Książki wokół mnie...

Ostatnio większość książek i artykułów które czytam są tematycznie związane z ciążą, z tym jak się do niej przygotować, problemami z zajściem w ciąże, leczeniem bezpłodności itp itd... Przeczytałam chyba większość polecanych w tej dziedzinie pozycji i w pewnym momencie zauważyłam że każda kolejna książka nie wnosi nic nowego co poszerzyłoby moją wiedzę w tym temacie. Wszystko zaczęło się powtarzać, te same  fakty, podobne przykłady i porady co zrobić aby ZROBIĆ! Wtedy pomyślałam że może już wystarczy tych ciążowych informacji, dobrze byłoby  coś zmienić i jakoś urozmaicić sobie  "asortyment" czytelniczy :) No i jak wiadomo najlepsze zakupy są niezaplanowane i w ten właśnie nieplanowany sposób wskoczyła w moje ręce nowa książka, nad zakupem której zastanawiałam się już niejednokrotnie. Trochę wpadłam z deszczu pod rynnę bo wyrwałam się z poradników ciążowych a wskoczyłam w poradniki damsko-męskie, no ale przynajmniej tematyka trochę inna - chociaż jakby na to nie patrzeć od związków damsko-męskich nie taka daleka droga do ciąży ;)  

O tej książce słyszeli chyba wszyscy więc specjalnie nie muszę jej tutaj przedstawiać. Mam nadzieję że fakt iż jest to bestsellerowy poradnik nie jest bez znaczenia chociaż opinie na jej temat są bardzo różne. Jedni piszą że jest świetna, inni z kolei że nudna i to wszystko co autor w niej opisuje nic nie wnosi do życia. No cóż, ciekawa jestem jaka ja będę miała o niej opinię po przeczytaniu. Mam nadzieję że się nie zawiodę :)

środa, 18 kwietnia 2012

Nie zawsze chcieć znaczy móc... :(

Od dłuższego czasu staramy się z M. o dzidziusia. Nie wychodziło z tych starań nic, ale na początku w ogóle się tym nie przejmowaliśmy bo przecież nie od razu Kraków zbudowano... Po kilku miesiącach zaczęło mnie to niepokoić i poszłam do swojego ginekologa z tym problemem. Zlecił badania hormonów z krwi, różne wymazy trele morele - wszystko to trwało około miesiąca po czym stwierdził że na podstawie tych badań jest wszystko ok i żeby nie przerywać starań a w tak zwanym międzyczasie zrobimy jeszcze monitoring owulacji i zobaczymy co i jak. Miałam zrobione pierwsze USG na początku cyklu a kolejne w okresie okołoowulacyjnym... No i cóż, to drugie wcale nie wyszło dobre. Okazało się że moje pęcherzyki wcale nie urosły od czasu zrobienia pierwszego badania  :( A to oznacza że nie mam owulacji. To zabrzmiało jak wyrok... nie wiedziałam przez chwilę co robić, zaczęła mnie ogarniać lekka panika i napływały mi już do głowy myśli o bezpłodności :( Moja ginekolog powiedziała żeby się nie martwić na zapas bo zrobimy wszystko żeby owulacje wywołać a poza tym nie w każdym cyklu występuje owulacja więc akurat mogłyśmy trafić na taki podczas badania. No ale jak to, trafienie na taki bezowulacyjny cykl to jak wygrać w totka więc musi ich być więcej :( Załamka :( Dostałam luteinę na początek no i zobaczymy co to da ( mam nadzieję że coś da). Jeśli nie przyniesie to efektów to pani doktor zasugerowała żeby pójść do szpitala na kilka dni i przebadać się gruntownie pod względem hormonalno - ginekologicznym. Ech... W drodze do domu ciągle kołatało się w mojej głowie  to  stwierdzenie  "brak owulacji". Nie wiedziałam też jak zareaguje na te wiadomości M. Oczywiście o wszystko dokładnie wypytywał, chciał wiedzieć co teraz i w ogóle. Wczorajsza noc prawie nieprzespana, kręciłam się w łóżku więc postanowiłam wstać, zaczęłam robić porządki o 12 w nocy żeby tylko przestać myśleć o tej cholernej owulacji... W pewnym momencie zaczęłam odczuwać zmęczenie i poszłam spać, ale w mocy i tak miałam różne dziwne sny, a dziś od rana znowu w kółko jeden temat w mojej głowie. Bardzo się martwię, nie potrafię racjonalnie podejść do tematu, targają mną bardzo skrajne emocje - z jednej strony panika i strach a z drugiej jakaś pozytywna myśl że przecież wszystko będzie dobrze, bo niby dlaczego ma nie być?

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Jak dobrać odpowiedni biustonosz... ?

Po szarym weekendzie mamy szary poniedziałek... I znów powtórka z rozrywki - czuję się jakby mnie walec przejechał, nie mam za dużo siły, poranna kawa nie bardzo pomaga bo powieki stają się ciężkie. Odrobinę pomogło radio włączone na maxa ale moim sąsiadom chyba się to nie spodobało więc musiałam znacznie ściszyć. Tęsknię za słońcem... Mam nadzieję że wreszcie się go doczekam bo w pamięci mam słoneczny piątek i wspomnienie tego cudownego kopa energetycznego. No ale cóż... kwiecień plecień bo przeplata trochę zimy trochę lata... Już połowa miesiąca - zostaje tylko druga połowa i może pozbędziemy się tej pluchy w maju...oby.
No ale po tym wstępie chciałabym napisać słów kilka o tym co działo się na warsztatach brafittingowych w których uczestniczyłam. Tak ogólnie rzecz biorąc to miałam zupełnie inne wyobrażenie o tym jak takie warsztaty będą przebiegały. Wyobrażałam sobie salę z ustawionymi rzędami krzeseł na których wszystkie kobietki mogłyby wygodnie usiąść, jakąś kawkę popijać i słuchać mądrych rad od prowadzących warsztaty brafitterek. No i po części tak było - były mądre brafitterki, na wyraźną prośbę była tez kawa no ale z tą salą to moja wyobraźnia mnie poniosła . Warsztaty odbywały się w malusieńkim butiku z bielizną gdzie ciężko było znaleźć sobie miejsce do siedzenia mimo że w warsztatach uczestniczyło nas tylko 11. Mi się udało i siedziałam na jednym z dwóch miejsc na wygodnej sofie, ale reszta pań niestety przysiadywała boczkiem na szafkach z bielizną czy na drewnianych stołkach. Hmmm... Zostawiam to bez komentarza. Warsztaty (albo może lepiej napisać spotkanie informacyjne bo warsztaty to w tym przypadku o wiele za dużo powiedziane) zaczęły się punktualnie o 15. Po kilku miłych słowach wstępu i powitania każda uczestniczka dostała prezent w eleganckiej czarnej torebeczce w postaci notesu i ołówka z logo portalu który organizował konkurs. Potem dostałyśmy jeszcze kilka ulotek, katalogi z bielizną i worki - plecaczki z zestawem (bidon+ręcznik) na siłownię. Jak już to wszystko zostało rozdane najpierw nastąpiła prezentacja różnych typów biustonoszy a następnie zaczął się wykład jak dobrze dobrać biustonosz. Niektóre z tych zasad były mi wcześniej znane ale muszę przyznać że dowiedziałam się tez i nowych rzeczy. Tak więc, dla przypomnienia , dobrze dobrany biustonosz  powinien:
- z przodu w miejscu łączenia się miseczek gładko przylegać do ciała,
- fiszbiny powinny płasko przylegać do klatki piersiowej,
- fiszbiny powinny okalać całą pierś, ich końce nie powinny się wbijać w biust,
- fiszbiny w dobrze dopasowanym biustonoszu "celują" w środek pachy,
- fiszbiny nie powinny zachodzić na pierś, powinny być umiejscowione u jej podstawy,
- miseczki w biustonoszu powinny przylegać do piersi nie tworząc wybrzuszeń ani pustych przestrzeni,
- ramiączka biustonosza na plecach powinny układać się równolegle do siebie,
- obwód biustonosza nie może się unosić ku górze (znaczy to że obwód jest za luźny), powinien pozostawać na równi z podstawą biustonosza z przodu, dobre dopasowanie obwodu jest bardzo ważne gdyż to właśnie on w 80% podtrzymuje nasze piersi a tylko w 20%  ramiączka!,
- kupując nowy biustonosz podczas mierzenia powinnyśmy go zapinać na  najluźniejszą, pierwszą  haftkę,
- ramiączka nie powinny się wbijać nam w ramiona.
Dobrym testem aby sprawdzić czy mamy dobrze dopasowany obwód w biustonosza jest uniesienie rąk w górę, zrobienie paru skłonów, podskoków. Jeżeli pas biustonosza przesunął nam się w kierunku szyi a biust wypłynął dołem  to znaczy że jest za luźny.  Za ciasny obwód z kolei  wbija się w ciało a ramiączka na plecach są zbyt oddalone od siebie i nie są równoległe. Miseczki, które powodują wybrzuszanie się piersi,  w których fiszbiny nie okalają całych piersi , wbijają się w nią, nie oddzielają piersi od siebie a wręcz przeciwnie , tworzą z nich wałek - są za małe. Fiszbina powinna tworzyć obrys naszej piersi nie powodując bólu spowodowanego wbijaniem się drutu w ciało. Koniec fiszbiny powinien celować w środek pachy. W dobrze dopasowanych miseczkach sutek powinien znajdować się w najgłębszym miejscu miseczki na samym środku biustonosza. Miseczka nie powinna się tez w żadnym miejscu marszczyć, powinna gładko przylegać do piersi. 
W telegraficznym skrócie to byłoby na tyle jeśli chodzi o dobór odpowiedniego biustonosza. Warto przeczytać te wszystkie wskazówki, założyć swoje biustonosze i sprawdzić czy rzeczywiście są dobrze dopasowane. Ja tak zrobiłam i ku mojemu zaskoczeniu z 10 dobrze dopasowane były tylko 3!!!!! O zgrozo!   Dobrze jest pamiętać o tym, że nie każda firma która produkuje bieliznę posługuje się takim samym oznaczeniem jeśli chodzi o rozmiary. Dlatego nie warto się sugerować tym że same zmierzyłyśmy sobie obwód i miseczkę i wszędzie kupujemy ten sam rozmiar. Dobrze jest przymierzyć, popatrzeć, powyginać się  w takim biustonoszu i sprawdzić czy totem wszystko jest na swoim miejscu. Jeśli nie - szukać innego rozmiaru.  
Po tym jak dowiedziałyśmy się już tego wszystkiego rozpoczęło się wielkie mierzenie. Niestety mimo tego iż było nas tylko 11 po dwóch godzinach zmierzone zostały tylko  4 panie... Nie dlatego że brafitterki się obijały - wręcz przeciwnie , uwijały się jak w  ukropie  tylko że owe panie, które mierzyły  bieliznę życzyły sobie po kilkadziesiąt modeli biustonoszy każdy w piętnastu kolorach... Tak więc chcąc nie chcąc ten czas się wydłużał i wydłużał i wydłużał.... Po 2,5 h czekania straciłam cierpliwość i po prostu wyszłam. Nie miałam ochoty siedzieć 6 godzin i tracić czas. Niestety nie dowiedziałam się jaki mam rozmiar biustonosza ale mała strata - w Krakowie jest kilka salonów w którym pracują brafitterki z prawdziwego zdarzenia. Zresztą chyba w każdym szanującym się sklepie z bielizną panie ekspedientki wiedzą jak powinien wyglądać dobrze dobrany biustonosz :)  
Moje wnioski z tych warsztatów są takie, że generalnie idea fajna, edukujmy społeczeństwo nie tylko w temacie biustonoszy, jestem jak najbardziej za, ale niech to będzie jakoś lepiej zorganizowane żeby nie było wrażenia straty czasu po odbyciu takiego szkolenia. Bo tak na prawdę na najważniejszą dla mnie wiadomość jaką jest rozmiar mojego biustonosza się nie mogłam doczekać. Pewnie że moja wina - mogłam tam siedzieć bezczynnie 6 godzin, ale pytam  dlaczego tak długo???  Dziękuję, nie.

piątek, 13 kwietnia 2012

Trzynastego... ? I co z tego :))

Pięknie jest... Rano obudziły mnie ciepłe promienie słońca - tak zaczyna się dobry dzień. I nawet zapomniałam o tym że dziś piątek 13-go :) A co tam, niech się dzieje  co chce, ważne że świeci piękne słońce i po wczorajszej szarówce i deszczu znów mogę naładować moje baterie. Pościel od rana wietrzy się na balkonie, poskładane pranie czeka aż przejadę je żelazkiem, potem w kolejce ustawiła się łazienka bo czas najwyższy doprowadzić ja do stanu używalności, potem wycieranie kurzy, mycie podłóg... ech... to wyliczanie mogłoby się nie skończyć ale wcale mnie to nie przeraża :) Po południu upiekę jeszcze ciasto drożdżowe - moje ulubione i chyba jedyne po którym nie tyję od razu kilogram (dla zainteresowanych mogę podać przepis). Dam radę bo pięknie jest ! :) Nawet o wiosennym katarze który skutecznie zatyka mi nos zapomniałam. Muzyczka w tle gra :) Ja tańczę (a przynajmniej pląsam czy coś w tym stylu ;) ) no i co, pięknie jest :))  A oczami wyobraźni jestem gdzieś tam... daleko... 
Źródło: internet
 Nie wiem czy w tym roku uda nam się pojechać gdzieś na wakacje... Z jednej pensji ciężko odłożyć na wyjazd dla dwóch osób w tropiki. Ale na weekend nad jakieś jeziorko...  Albo  sadzawkę - czemu nie :) Zresztą jest jeszcze dużo czasu do wakacji, zazwyczaj nie wybiegam aż tak daleko w przyszłość z moimi planami :) Przede mną weekend, warsztaty, imieniny u kuzyna :) Na tym się skupiam. A w poniedziałek się zobaczy :) Miłego dnia  :) 

środa, 11 kwietnia 2012

Warsztaty brafittingowe :)

Kto nie gra ten nie wygrywa  - tak przynajmniej mawiają starzy górale :) Ostatnio biorę udział w różnych konkursach i nie spodziewałam się że po raz kolejny dopisze mi szczęście.Więc może coś w tym powiedzeniu jednak jest :)  Tym razem nagrodą którą wygrałam jest zaproszenie na warsztaty brafittingowe , które na moje szczęście są organizowane w moim mieście czyli w Krakowie tak więc nie będę musiała daleko jeździć. Cieszę się bardzo gdyż dobór biustonosza to tylko pozornie prosta sprawa a często temat biustonoszy i ich rozmiarów jest dla większości z nas krępujący.  Ja często mam problem z doborem odpowiedniego biustonosza ponieważ na szczęście/nieszczęście jestem posiadaczką dość obfitego biustu. W związku z tym nie każdy stanik jest dla mnie, nie każdy da radę takiemu wyzwaniu jakim jest mój biust. Tak więc jestem bardzo podekscytowana i już się nie mogę doczekać soboty. Mam nadzieję że nie będę żałować, że to nie będzie stracony czas i dowiem się ciekawych i pomocnych rzeczy  :)W razie czego po warsztatach służę pomocą i radą :) Wbrew pozorom to bardzo ważne aby biustonosz był dobrze dobrany, od tego zależy nie tylko nasze dobre samopoczucie ale także i zdrowie.
Źródło: internet

wtorek, 10 kwietnia 2012

Dwie dziurki w nosie i skończyło się... recenzje i wygrana :)

Zanim przejdę do opisu kosmetyków które wykończyłam muszę koniecznie pochwalić się że ostatnio dopisało mi ogromne szczęście :)) Brałam udział w konkursie zorganizowanym przez Eveleo na jej blogu  Kobieta przed 30 (pisałam o tym już TUTAJ ). Radość moja była tym większa że miałam ochotę na ich zakup  bo właśnie od Eveleo dowiedziałam się o nich duzo dobrego. Jeszcze przed Świętami listonosz przyniósł mi wielką paczkę a w niej płyn do kąpieli (oliwka i buriti) , żel pod prysznic (jedwab i noni)  oraz mydło w płynie (figa i irys). Dołączona była także świetna kartka z życzeniami świątecznymi :)) Bardzo za wszystko dziękuję :)) A oto moje cukiereczki :)




A teraz do rzeczy :) W marcu wykończyłam dość dużo różnych kosmetyków ale wiem już na pewno że po niektóre z nich na pewno już nie sięgnę. W zasadzie z różnych powodów. 
Na pewno nie kupię już balsamu do ciała Soraya. Długo się wchłania, klei się po nim skóra, ma jak dla mnie niezbyt fajny zapach i szczerze powiedziawszy nie daje obiecywanych przez producenta efektów antycelulitowych.  Kolejnym produktem który na pewno już nie znajdzie się na mojej kosmetycznej półce to zielony krem do rąk z Garniera. Tak długo się wchłania i kleją się po nim dłonie że stosowanie go to męczarnia. 
Rozczarował mnie także krem AA do cery naczynkowej (którą niestety posiadam). Jest to krem który nie zawiera w sobie parabenów ani żadnych innych konserwantów i syfów którymi inne produkty są naszpikowane ale z moimi naczynkami na policzkach radził sobie nijak. Skóra była podrażniona i niestety po nałożeniu kremu na oczyszczona skórę czułam pieczenie  i szczypanie. Szkoda bo skład ma na prawdę bardzo fajny ale niestety - nie podołał. Wróciłam do poprzedniego kremu Lirene z parabenami niestety - ale daje dużo lepsze efekty.
Ale żeby za smutno nie było teraz o tych kosmetykach które spełniły swoje zadanie i z ich działania jestem zadowolona. 
Produktem nr 1 (czego szczerze mówiąc się nie spodziewałam) w walce z celulitem jest  Solutions Body Cellu-Sculpt. Po 3 tygodniach stosowania tego balsamu na prawdę zauważyłam efekty. Skóra jest bardziej napięta i dużo gładsza niż przed zastosowaniem. Nie spodziewałam się takich efektów po produkcie z Avonu ale zwracam honor. Akurat ten produkt spełnia swoje zadanie w stopniu bardzo zadowalającym i z pewnością kupię kolejną tubę. Również bardzo zadowolona jestem z żelu do twarzy z Biodermy Sebium. Ponieważ moja skóra na twarzy jest (niestety) mieszana muszę ją dobrze oczyszczać zwłaszcza w strefie T. Ten żel radził sobie z tym doskonale i efekt po jego użyciu jest taki że skóra przez dłuższy czas jest dobrze nawilżona i matowa. Uwielbiam ten żel i na pewno kupię go jeszcze nie raz. 
Co do pozostałych produktów to w zasadzie ani nie jestem zachwycona ani nie mogę powiedzieć że są złe. Oceniłabym je jako przeciętne.


poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Święta, Święta i po Świętach....

Jak zwykle wszystko co dobre szybko się kończy... Te święta minęły wręcz błyskawicznie. Była wspaniała atmosfera, cudowne jedzenie, rozmowy do późnej nocy i może tylko pogoda była taka jaka być nie powinna ale patrząc na wszystko inne nie za bardzo mi ona przeszkadzała w celebrowaniu tych wspaniałych chwil z rodziną. Brzuchy z moim M. mamy pełne i już sobie obiecaliśmy poświąteczne ćwiczenia na zbicie tych dodatkowych kilogramów ( moja dieta poszła w odstawkę przez te dwa dni). No ale jak się tu nie oprzec jak na stole same smakołyki :) 








Moje ciasta o dziwo wszystkim smakowały, ale najszybciej rozeszły się "bumerangi" z orzechami :)) Nawet nie wiem kiedy :) I prawdę Prządka pisała o tym że po kilku dniach są jeszcze lepsze :) W niedzielę były przecudownie pyszne :) To będzie chyba moja popisowa słodka pokusa :)

piątek, 6 kwietnia 2012

WESOŁYCH ŚWIĄT :)

Na stole Święcone a obok baranek,
Koszyczek pełny barwnych pisanek
I tak znamienne w polskim krajobrazie
W bukiecie srebrzyste , wiosenne bazie.
Zielony barwinek, fiołki i żonkile
Barwami stroją uroczyste chwile.
W dom polski wiosna wchodzi na spotkanie
Gdy wielkanocne na stole śniadanie.

Wszystkim, którzy tutaj zaglądają życzę zdrowych, radosnych, pogodnych Świąt  Wielkiej Nocy, suto zastawionych stołów, dużo wody w poniedziałek, bogatego zająca i jak najmilszych spotkań w gronie przyjaciół i rodziny.



czwartek, 5 kwietnia 2012

Pyszne bumerangi albo podkówki jak kto woli :)

Ostatnio podczas odwiedzin na blogu u Przadki  --> KLIK znalazłam bardzo fajny i dość prosty przepis na pyszne rogaliki z orzechami. Nie mogłam się oprzeć pokusie i postanowiłam zrobić je jak najszybciej a że  Prządka pisze że one po kilku dniach są jeszcze lepsze to zrobione dziś na święta będą jak znalazł :))  A oto fotorelacja z moich zmagań kuchennych :) 




Co prawda muszę jeszcze popracować nad tym aby faktycznie wyglądały jak rogaliki a nie tak jak w moim przypadku podkówki albo bumerangi ale grunt że nie spaliłam wszystkich ( tylko pierwszą blaszkę za długo przetrzymałam w piecu ale da się zjeść). Po przepis odsyłam na blog do Prządki bo warto :)

środa, 4 kwietnia 2012

Coś dla każdej Pani Domu :)

Mamy okres przedświąteczny a to oznacza że wiele z nas - kobiet (niestety w kwestii sprzątania jesteśmy w większości) zabierze się za przedświąteczne porządki. (no chyba że macie sprzątaczki - zazdroszczę :))   Najczęstszą czynnością w tym okresie jest mycie okien. Ja osobiście nie przepadam za tym i kiedy mam myć okna to muszę się najpierw na to psychicznie przygotować ale od jakiegoś czasu nie spędza mi to snu z powiek. Dlaczego? A dlatego że dobra dusza w postaci mojej Mamy poleciła mi kiedyś do mycia okien wspaniały płyn. Podchodziłam do niego sceptycznie bo nie wierzyłam w obiecane przez producenta efekty ale przekonalam się na własnej skórze że to dziala i od tamtej pory to mój najlepszy przyjaciel w myciu okien. A mowa tutaj o ... 
Ten niepozornie wyglądający płyn czyni cuda. Dolewa się go do wody w określonej na opakowaniu proporcji i samo mycie staje się czystą przyjemnością. Ja przecieram szyby zamoczoną w tym roztworze szmatką z mikrofibry i już nie wycieram na sucho. Szyby same błyskawicznie wysychają i nie ma żadnych smug! To wspaniałe!! :)) Nie trzeba tym ręcznikiem papierowym polerować do porzygania. No i zaoszczędzony w ten sposób czas możemy wykorzystać na chwilę przyjemności dla siebie :)) Oby więcej takich produktów było w naszych domach :)

wtorek, 3 kwietnia 2012

Hip hip - HURA!!

Dziś miałam napisać na zupełnie inny temat ale sytuacja się zmieniła i nie mogę nie napisać o tym co przytrafiło mi się dziś rano :)) Czekała na mnie wspaniała niespodzianka, a jaka? Wymarzona dla każdej kobiety. Jakiś czas temu Eveleo na swoim blogu http://eveleo.blogspot.com/ ogłosiła konkurs w którym nagrodą było kilka zestawów kosmetyków do pielęgnacji ciała firmy Apart Natural. Aby wziąć udział w losowaniu należało odpowiedzieć na zadane przez nią pytanie i cierpliwie czekać na wyniki... No i cóż się okazało... Jedną z osób które wygrały jestem ja :)) Cieszę się niezmiernie gdyż stanę się właścicielką pełnowartościowych i pełnowymiarowych produktów Apart Natural  preBIOtic  a konkretnie płynu do kąpieli (oliwka i buriti) , żelu pod prysznic (jedwab i noni)  oraz mydła w płynie (figa i irys) :)) Super, uśmiech nie  schodzi mi z twarzy :)) Warto brać udział w różnych konkursach, nigdy nie wiadomo kiedy się komu poszczęści :)) Eveleo - DZIĘKI! :))  

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Po - weekendowa relacja :)

Weekendowa pogoda nas nie rozpieszczała bo było paskudnie, zimno, wiał przenikliwy wiatr i oczom nie mogłam uwierzyć kiedy zobaczyłam sypiący śnieg. W momencie wszędzie zrobiło się biało a na termometrze było -1... Szok. Ale co tam pogoda. Najważniejsza była ciepła rodzinna atmosfera jaka towarzyszyła mi podczas minionego weekendu. Odwiedziła nas moja Mama :) Oczywiście nie obyło się bez tego żeby nie przywiozła swoich pyszności i specjałów więc mieliśmy wspaniałe rarytasy :) Celem przyjazdu Mamy było nie tylko odwiedzenie swoich ukochanych dzieci ale też pójście do teatru. Tak, tak...Wczoraj byliśmy wszyscy troje na "Chorym z urojenia". Świetna komedia Moliera w niezłej obsadzie - w roli głównej sam Andrzej Grabowski :) ( zaszufladkowany jako Ferdek Kiepski ale uważam go za wspaniałego aktora który potrafi się wcielić w każą rolę, zarówno głupiego Ferdka jak i "Gebelsa" w Pitbulu). No i poza teatrem były pyszne obiadki, deserki, rozmowy przy kawie, wspólne zakupy... Było cudownie :) Chciałabym aby takie weekendy mogły być co tydzień :) 
A dziś szary poniedziałek... Od rana pogoda barowa, i gdyby nie to że odwoziłam Mamę na dworzec to pewnie nawet bym nosa z domu nie wyściubiła. Ale , nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło... Po drodze z dworca pojechałam jeszcze na małe zakupy - między innymi po jedzonko dla naszego zwierzaka i zobaczyłam że obok powstał nowy Ciucholand. A że ja czasami lubię poszperać w tych stertach ciuchów poszłam więc jeszcze tam. Udało mi się kupić świetną apaszkę, wydaje mi się że jest nowa albo była bardzo mało używana :)Wyprodukowana we Włoszech - tak przynajmniej jest napisane na metce. Jest dość duża bo to kwadrat metr na metr.  No a teraz najlepsze - cena. Uwaga, uwaga - jedyne 0,50 groszy! Takie zakupy to ja lubię :))




Do wiosennego płaszczyka jak znalazł :) No i jeszcze za taką cenę :) Tak mnie ten zakup ucieszył że już nawet pogoda barowa mi nie straszna  i z uśmiechem na ustach zabiorę się za sprzątanie i pranie bo trochę się nazbierało różności :)) 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...